Czwartek, 18 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Ju-Jitsu. Kozak z podwójnym brązem (ROZMOWA)

Data publikacji: 16 sierpnia 2017 r. 19:59
Ostatnia aktualizacja: 17 sierpnia 2017 r. 07:49
Ju-Jitsu. Kozak z podwójnym brązem (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Maciejem Kozakiem, zdobywcą dwóch brązowych medali w ju-jitsu

Podczas zakończonych we Wrocławiu światowych igrzysk w sportach nieolimpijskich (The World Games 2017) Polska zdobyła 30 medali (9 złotych, 10 srebrnych i 11 brązowych), w tym 10 medali (4 złote, 4 srebrne i 2 brązowe) w „sportach na zaproszenie”.

W zawodach swój udział mocno zaakcentowali także szczecinianie. Trenowany przez Marka Kolbowicza Bartosz Zabłocki (AZS Szczecin) na wioślarskim ergometrze był drugi na 2 km i piąty na 500 m. Prowadzeni przez Sławomira Juszkiewicza ratownicy wodni, Wojciech Kotowski i Cezary Kępa, zdobyli dwa srebrne medale w sztafetach, a medal brązowy wywalczyła też Katarzyna Faszczewska (wszyscy CKS Szczecin).

Szczypiornistka Natalia Krupa (Pogoń Szczecin) w barwach reprezentacji kraju była piąta w piłce ręcznej plażowej, a trenowani przez Piotra Krakowskiego i Terrego Batesa futboliści amerykańscy, Maciej Jaroszewski i Marcin Kaim (Husaria Szczecin) przegrali z Amerykanami walkę o brąz.

W ju-jitsu Maciej Kozak, wychowanek trenera Piotra Bagińskiego, aktualnego selekcjonera kadry narodowej (Berserkers Szczecin), wywalczył brązowy medal w kategorii Ne Waza w wadze do 77 kg, a drugi brąz dołożył w drużynie. Podwójnego brązowego medalistę poprosiliśmy o krótką rozmowę.

– Czy trudno było wywalczyć indywidualny brązowy medal?

– W konkurencji indywidualnej Ne Waza, czyli walce w parterze na wzór brazylijskiego ju-jitsu, stać mnie było na więcej, więc nie jestem w pełni zadowolony. W półfinale przegrałem, i to tylko decyzją sędziowską, z reprezentantem Belgii Wimem Deputterem, którego niedawno pokonałem w finale mistrzostw Europy w serbskiej Banja Luce. Cieszę się zaś, że w pojedynku o brąz pokonałem Mohameda Al Qubaisiego ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, bo właśnie w tym kraju nasz sport bardzo mocno się rozwija i są naprawdę dobrze wyszkoleni zawodnicy, a to za sprawą szejka, który organizuje turnieje, a nawet wspiera federację ju-jitsu. Aby walczyć we Wrocławiu o medale trzeba się było wcześniej zakwalifikować, a to było bardzo trudne, bo w każdej wadze walczyło jedynie od 6 do 8 zawodników i to obligatoryjnie z różnych kontynentów.

– To dość skromna liczebnie obsada, więc jakim systemem rywalizowaliście?

– W mojej kategorii było 6 zawodników i walczyliśmy w dwóch, 3-osobowych grupach. Po dwóch najlepszych awansowało do półfinałów. W sumie do zdobycia brązu musiałem stoczyć cztery walki, z których trzy wygrałem.

– A jak wyglądała rywalizacja drużynowa?

– Tu już była mniejsza ranga, bo nie wszystkie reprezentacje dysponowały pełnymi składami i według mnie współzawodnictwo zespołowe zrobiono na przysłowiową doczepkę. W zmaganiach o finał daliśmy się przeskoczyć Rosji, a w pojedynku o brąz pokonaliśmy Holandię.

– Czy otoczka imprezy była porównywalna z igrzyskami olimpijskimi?

– Trudno mi to oceniać, bo nie dane mi było startować w olimpijskich zmaganiach, ale oczywiście zachowując odpowiednie proporcje, powiem że jestem zachwycony tym, co zobaczyłem we Wrocławiu. Nasza wioska olimpijska, w której mieszkało mnóstwo sportowców z całego świata, zlokalizowana była na terenie kampusa Politechniki Wrocławskiej. Warunki zakwaterowania i wyżywienie było naprawdę bardzo dobre. Logistycznie też wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wiem, ile to kosztowało wysiłku, bo sam też niekiedy organizuję imprezy sportowe. Było przeprowadzone z wielkim rozmachem uroczyste otwarcie igrzysk oraz zakończenie, którego jednak nie widziałem, bo musiałem wcześniej wyjechać. Zorganizowano też wiele imprez towarzyszących i koncertów, także na Rynku Wrocławskim, ale praktycznie nie mogłem w tym uczestniczyć, gdyż priorytetem była dla mnie rywalizacja sportowa. Rangi wrocławskim igrzyskom nadawały też transmisje klasycznej telewizji, które nobilitowały, bo zawody ju-jitsu z reguły transmitowane są jedynie w internecie.

– Jak rozpoczęła się pańska przygoda z ju-jitsu?

– To było w 2004 roku, gdy ten sport w naszym kraju dopiero się rozwijał. Dlatego z Rzeszowa przeniosłem się do Grapplingu Kraków, ale podczas swojej kariery często odwiedzałem Szczecin, który jest jednym z głównych ośrodków brazylijskiego ju-jitsu w Polsce. Teraz reprezentuję Akademię Fenix, ale w kadrze narodowej Ne Waza to Piotr Bagiński z Berserker’s Team jest moim trenerem. Dzięki jego pracy już od kilku lat Polski Związek Ju Jitsu może pochwalić się dobrymi wynikami i mocnym występem polskiego Ne Waza na World Games 2017.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

.
2017-08-17 07:00:59
Prawdziwy...kozak :D

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA