Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Narciarstwo wodne. Idalia nieco orientalna

Data publikacji: 16 stycznia 2018 r. 21:42
Ostatnia aktualizacja: 16 stycznia 2018 r. 21:42
Narciarstwo wodne. Idalia nieco orientalna
 

Rozmowa z Idalią Woźniak, medalistką mistrzostw Europy w narciarstwie wodnym

W 64. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” na najlepszych sportowców i trenerów województwa za Odkrycie Roku 2017 uznana została jeżdżąca na nartach wodnych Idalia Woźniak z klubu Ski-Line Szczecin. Podczas mistrzostw Europy w narciarstwie wodnym za wyciągiem, które odbyły się na jeziorze Szelment Wielki pod Suwałkami, w rywalizacji dziewcząt do lat 19 wywalczyła srebrny medal w skokach. Natomiast w drużynie do 19 lat, w której był także jej kolega klubowy Jakub Nowakowski, zdobyła brązowy krążek ME. Później w rywalizacji open (razem z seniorami, już bez podziału na wiek) w polskiej drużynie, z drugim kolegą klubowym Krzysztofem Bernatowiczem, otarła się o podium, zajmując IV miejsce. Po wakacjach przeniosła się do Katowic, podejmując tam studia wyższe, ale nie zrezygnowała z reprezentowania szczecińskiego klubu. Po okresie świąteczno-noworocznym poprosiliśmy ją o krótką rozmowę.

– Ostatnio spotkaliśmy się we wrześniu po bardzo udanych dla pani mistrzostwach Europy. Czy w dalszej części sezonu udało się odnieść kolejne sukcesy?

– W Polsce sezon w narciarstwie wodnym jest dość krótki i trwa w zależności od pogody mniej więcej od maja do końca września, a mistrzostwa Europy były jego ukoronowaniem i jednocześnie praktycznie zakończyły zmagania na prestiżowych zawodach. Dla mnie było to także zakończenie treningów na wodzie, co nie znaczy oczywiście, że całkiem przestałam ćwiczyć, ale czyniłam to głównie na siłowni. W sezonie, gdy nie ma zawodów, trenuje się dwa lub trzy razy dziennie w zależności od czasu, którym się dysponuje, ale ćwiczyć trzeba przez cały rok, by być gotowym do krótkiego okresu startów. Ważne jest przygotowanie kondycyjne i ogólna sprawność.

– Co było pani największym sukcesem w ubiegłym roku i jakie były osiągnięcia w całej dotychczasowej karierze?

– Ubiegłoroczne wicemistrzostwo Europy w skokach to mój największy sukces, zwłaszcza że w zawodach startowało ponad 60 zawodników z: Austrii, Białorusi, Izraela, Niemiec, Holandii, Ukrainy, Słowacji i naszego kraju. Natomiast w europejskiej rywalizacji drużynowej jest to mój czwarty medal, bo mam już dwa srebra i jeden brąz. O złoto jest trudno, bo w naszej dyscyplinie bezkonkurencyjni są jak na razie Białorusini.

– Dlaczego przeniosła się pani na Górny Śląsk?

– Po ukończeniu szczecińskiego Liceum Ogólnokształcącego numer 9 po wakacjach rozpoczęłam wyższe studia w Katowicach na Akademii Wychowania Fizycznego na kierunku fizjoterapia. Wybrałam tę uczelnię, gdyż na Śląsku jest możliwość treningów narciarstwa wodnego, jednak nie zmieniłam barw klubowych i pozostałam zawodniczką szczecińskiego Ski-Line.

– Jak idzie zdobywanie wiedzy na wyższej uczelni?

– Studia okazały się nie najłatwiejsze, mam sporo kolokwiów, zaliczeń i egzaminów, ale nie mam prawa narzekać, bo sama sobie wybrałam ten kierunek. Jedno z zaliczeń miałam między innymi 20 grudnia i dlatego, choć bardzo chciałam, nie mogłam pojawić się w szczecińskich „Bulwarach” na Wielkiej Gali Mistrzów Sportu „Kuriera Szczecińskiego” i musiał mnie zastępować tata. Niestety, z Katowic do Szczecina jest dość daleko, a podróż pociągiem trwa bardzo długo. Teraz na uczelni rozpoczęła się już przerwa międzysemestralna i zajęcia wznowimy dopiero 5 marca, ale ja do tego czasu będę musiała uzupełnić trochę naukowych zaległości…

– Dlaczego wybór kierunku studiów padł na fizjoterapię?

– Bo jest to kierunek mocno związany ze sportem, a także z moją dyscypliną. Sama od lat korzystam z pomocy fizjoterapeutów, którzy zajmują się moim nadwyrężonym podczas treningów kręgosłupem. Wśród narciarzy wodnych to najbardziej narażony na kontuzje organ, ale wielu zawodników ma też problemy z kolanami i stawami skokowymi, choć na szczęście mnie te kłopoty na razie raczej omijają…

– Często odwiedza pani rodzinny dom w Szczecinie?

– Bardzo rzadko, a gdy opuściłam go jesienią, po raz pierwszy zameldowałam się dopiero tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Wcześniej nie mogłam, bo chociaż zajęcia na naszej uczelni odbywają się tylko przez cztery dni w tygodniu, od poniedziałku do czwartku, ale ja w przedłużone weekendy, rozpoczynane już w piątek, pracowałam jako kelnerka w jednej z orientalnych restauracji, w ten sposób dorabiając na swoje utrzymanie i drobne wydatki.

– To z utęsknieniem czekała pani zapewne na święta i sylwestra. Jak spędziła pani ten szczególny okres?

– Boże Narodzenie bardzo pięknie i tradycyjnie w rodzinnym gronie, a sylwestra ze znajomymi w Świnoujściu i też było rewelacyjnie.

– Po świętowaniu przyjdzie odrabiać zaległości na studiach, a czy oprócz tego są jakieś sportowe plany w przerwie międzysemestralnej?

– Zimą lub wczesną wiosną zwykle wyjeżdżamy na zgrupowania, podczas których możemy trenować na wodzie. W tym okresie byłam już między innymi w Grecji i Stanach Zjednoczonych, a w ubiegłym roku trenowaliśmy na Białorusi, która co prawda nie ma cieplejszego klimatu od Polski, ale ma kryty basen przystosowany do narciarstwa wodnego i jest to jedna z przyczyn wielkich sukcesów sportowców tego kraju w naszej dyscyplinie. Teraz pod koniec stycznia wybieramy się ponownie na Białoruś, by tam przez dwa tygodnie ćwiczyć w optymalnych warunkach.

– Co będzie główną imprezą 2018 roku w narciarstwie wodnym?

– Najważniejszym wydarzeniem będą mistrzostwa świata seniorów, które odbędą się w Dniepropietrowsku na Ukrainie. Nigdy jeszcze nie startowałam w imprezie tej rangi i dlatego chciałabym się jak najlepiej przygotować do występu, chociaż realnie oceniam swe szanse i wiem, że trudno liczyć na wysokie lokaty.

– Czy jest pani pewna powołania do reprezentacji Polski na mistrzostwa naszego globu?

– Wystartuję w Dniepropietrowsku na 95 procent, bo powołanie już w zasadzie mam, ale zawsze może się przytrafić kontuzja lub jakieś inne nieprzewidywalne zdarzenie losowe, więc myślę, że zarówno w sporcie, jak i w życiu trudno przewidywać w kategoriach 100-procentowej pewności…

– Na koniec jeszcze zapytamy, jak rozpoczęła się przygoda z tą piękną, ale trudną dyscypliną sportu?

– Właściwie przez przypadek, bo gdy miałam kilka lat, znajomy rodziców jeździł na nartach na jeziorze Dąbie i któregoś razu pojechaliśmy zobaczyć, jak to wygląda. Spodobało mi się i tak jeżdżę do dzisiaj, a od początku moim trenerem jest Andrzej Bernatowicz. Pomagają mi też jego synowie oraz inni doświadczeni narciarze naszego klubu.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA