Na odchodne (także z PiS) użalił się przed kamerami nad swoim losem, pytając dramatycznie: „Gdzie młodzi ludzie mają się uczyć warsztatu?!”.
Jeśli byliby to tacy młodzi jak pan Bartłomiej, to odpowiem krótko: najlepiej w warsztacie.
* * *
O Misiewiczu i o jego „sprawie” napisano już i powiedziano bardzo wiele. Chyba nawet za wiele. To wstyd, że tyle czasu przyszło się nam zajmować losami młodego człowieka bez wykształcenia – przed polityczną karierą mającego w CV jedynie pracę pomocnika w aptece „Aronia” w Łomiankach – który przez dziwne meandry polityki i niezbadane wiry psychiki swego protektora-ministra pływał w głównym nurcie narodowych spraw jak niezatapialna boja.
Która nie ma boja (przed nikim).
* * *
Co smutne i zabawne zarazem – czepiały się tej boi obie strony politycznej sceny. Opozycja chwytała się Misiewicza, by wykazać na jego przykładzie jaką złą i głupią władzą jest władza. A obóz rządzący bujał się przy Misiewiczu, by pokazać jaką złą i głupią opozycją jest opozycja, która czepia się spraw błahych i nie zajmuje się naprawdę ważnymi dla państwa.
Jednak najradośniej się przy tej boi pławił Macierewicz, dowodząc jej niezatapialnością swojej własnej tratwy.
Ale i Prezes miał z Misiewicza korzyść, bo wyrażając, co jakiś czas, swoje niezadowolenie, że boja wciąż chybocze na fali, dawał suwerenowi do zrozumienia, że co złego (i głupiego), to nie ja.
Pod koniec i Prezydent dołączył do Prezesa w tej mierze, i też zyskał okazję do wykazania się dezaprobatą wobec ulubieńca nielubianego ministra, a co za tym idzie, do zamanifestowania tego, co manifestuje stosunkowo rzadko.
Ba, Misiewicz cieszył też media! Ileż to razy w nich gościł, zapewniając atrakcyjność informacjom, reportażom i felietonom.
Można by więc rzec, iż Misiewicz przydał się wszystkim.
Prawdziwa ironia, przepraszam: aronia losu.
* * *
Ale że stał się Misiewicz symbolem zjawisk, które dość powszechne dziś w rodzimej polityce, warto jednak choć krótko spuentować jego los. Odwołując się do politycznego konkretu, o uniwersalnym jednak wymiarze.
Mówi się przecież, że Jarosław Kaczyński nie tyle Misiewicza chciał ukarać, ile Antoniego Macierewicza. Tyle że chcieć, nie zawsze znaczy móc.
Wiedzieli już o tym starożytni Sumerowie, którzy swą wspaniałą kulturę w dwurzeczu Tygrysu i Eufratu stworzyli dwa tysiące lat przed naszą erą. Jedno z moich ulubionych przysłów sumeryjskich brzmi: „Pies kowala nie mógł przewrócić kowadła, przewrócił więc wiadro z wodą”.
Ot, i co.
* * *
Przemysław Wipler, polityk partii różnych i stowarzyszeń, ostatnio prezes Fundacji Wolność i Nadzieja, znalazł się pod lupą CBA. Powód? Z kasy fundacji korzystał obficie w celach prywatnych.
Ale czego tu się czepiać? Chyba tylko nazwy Fundacji. Która sugerowała przecież, że wolność polega na tym, że z kasy brać wolno, bo jest nadzieja, że nikt nie zauważy.
* * *
Z partii Nowoczesna odchodzą (do PO) kolejni posłowie. Jest wśród nich poseł Grzegorz Furgo. Z zawodu menedżer branży kulturalnej. Sprawdzony jako organizator koncertów, wystaw, spektakli, ale i targów rynkowych.
W związku z czym pozwolę sobie nawiązać do znanej niegdyś reklamy pewnego napoju owocowego, zachęcającej do zakupu hasłem: „No to Frugo!”. Jako że exodus z Nowoczesnej może teraz przebiegać pod energetyzującym hasłem: No to Furgo!
* * *
Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”, od jakiegoś czasu działa w Fundacji Niezależne Media. I właśnie ta fundacja, niemająca nic wspólnego z ekologią, za to wiele z „Gazetą Polską” otrzyma od państwa sześć milionów złotych na portal ekologiczny, propagujący w narodzie wycinkę Puszczy Białowieskiej.
Abstrahując od faktu, iż taka kwota na portal jest co najmniej intrygująca, nie sposób się nie zadumać nad innym faktem. Otóż pieniądze te pochodzą z przekazanych państwu funduszy unijnych. A Sakiewicz znany jest ze swoich głębokich uczuć do UE. Był np. uprzejmy wyrazić się o niej, że Unia to „alfons i diler”.
Hmm. Trudno w tych okolicznościach określić rodzaj relacji między UE a Sakiewiczem. Zwłaszcza że szef „GPC” wyraził się trochę nieprecyzyjnie i mocno przez to niezręcznie. Bo wiemy przecież, na kim zarabia alfons, i na kim wzbogaca się diler. Tak że redaktor Sakiewicz stając w obronie wykorzystywanych przez UE państw (w tym Polski) sugeruje zdaje się, iż prowadzą się one – w tym Polska – niezbyt porządnie.
* * *
Przy okazji pojawia się pytanie nie mniej kłopotliwe do samego redaktora Sakiewicza. Brzmi zaś ono tak: No dobrze, a jeśli ktoś bierze pieniądze od alfonsa (lub dilera), to kim ten ktoś jest?
* * *
Jest jednak i coś, co trochę red. Sakiewicza usprawiedliwia. To znaczy daje podstawę do traktowania go jako doświadczonego i zaangażowanego ekologa. Otóż jakiś czas temu był współautorem książki „Flaki nietoperza”.
No chyba że była to książka kucharska.
Artur Daniel Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".