Ostatnie zmiany w rządzie zaszokowały najwierniejszych wyborców partii J. Kaczyńskiego. Najbardziej zaś zaskakuje dymisja szefa resortu obrony Antoniego Macierewicza, twórcy nowej formacji wojska opartej na rdzennie polskiej tradycji.
Pan Antoni nie emanuje serdecznością, raczej szorstką konsekwencją – co nie budzi sympatii wielu. A że okazał się skuteczny w umacnianiu Polski, był głównym celem opozycji. Jego następca min. Błaszczak tuż po objęciu stanowiska dopuścił do odejścia kluczowej postaci resortu – szefa kontrwywiadu wojskowego, co dla fanów „dobrej zmiany” dobrym sygnałem nie jest…
Cóż, sam nie raz dołączałem do krytyków szefa MSZ p. Waszczykowskiego, ostatnio jednak minister – jakby czując pismo nosem – żwawo podjął czystkę w zastygłej kadrze geremkowskich dyplomatów i śmielej odpowiadał na buńczuczne odzywki ze strony Kijowa. Czy dlatego zastąpił go prof. Jacek Czaputowicz, znany jako wierny uczeń Bronisława Geremka i Władysława Bartoszewskiego, ostentacyjnie lansującego w Unii Europejskiej Polskę jako niechcianą brzydulę, nadającą się co najwyżej na pomoc kuchenną?
I wreszcie prof. Szyszko – jeden z najwybitniejszych znawców polskiej przyrody. Autor genialnie prostego programu walki z tzw. gazami cieplarnianymi (czy jak kto woli z „globalnym ociepleniem”), polegającego na stałym zwiększaniu powierzchni lasów. Ten plan przyjęli z aplauzem uczestnicy światowej konferencji klimatycznej w Paryżu, ale z dużą rezerwą unijni biurokraci, którym marzy się przede wszystkim dekarbonizacja świata, osobliwie Polski.
Póki Puszczą Białowieską administrowali ludzie profesora, walka leśników z kornikiem, poprzez sprawną wycinkę zainfekowanych szkodnikim świerków była skuteczna. Gdy nastały rządy Tuska i Szyszko odszedł, jego następca na rozkaz unijnych biurokratów wstrzymał wyrąb chorych drzew. W efekcie, przez osiem lat liczba zakażonych świerków wzrosła z kilkuset do kilku milionów!
Unijne gryzipiórki, ogarnięte iluzją odtwarzania dzikiej przyrody sprzed tysięcy lat, nie przyjmują do wiadomości, że Puszcza Białowieska nie jest żadną pierwotną knieją, lecz lasem od wieków eksploatowanym przez ludzi i dzięki nim istniejącym do dziś. Następca profesora min. Kowalczyk, który jednak przyrodnikiem nie jest, może dać się zakrzyczeć ekologom.
Nie wierzę, że próba udobruchania Unii, rządzonej od dziesięciu lat stalową ręką Niemiec, ma szanse powodzenia. Z Berlina poszedł właśnie sygnał o rychłym zakończeniu „smuty” i rodzeniu się nowej koalicji rządowej z mocnym udziałem socjaldemokratów – stronnictwa najmniej nam przyjaznego. Unijne „jądro” nie chce zrezygnować z zasady, że Polsce, jako „brzydkiej pannie bez posagu” wolno mniej. Niedawno, w reakcji na odradzanie się polskiego przemysłu stoczniowego i projekt ulg podatkowych dla małych i średnich przedsiębiorstw w tej branży, Niemcy już alarmują unijnego komisarza o „niedozwolonej pomocy publicznej”. Nacisk na Polskę nie zmaleje.
Tak się złożyło, że rząd „ugodowców” ukształtowany pod przemożnym wpływem prezydenta Dudy i wicepremiera Gowina i oczywiście premiera Morawieckiego powstał jakby na życzenie „totalnej opozycji”. Odwołani, z Macierewiczem na czele, zachowują jednak klasę, i akceptują zmianę. Tak jak wielu zdezorientowanych rodaków podtrzymuję więc w sobie nadzieję, że następcy Macierewicza, Szyszki i Waszczykowskiego nie przejdą do historii jako kapitulanci.
J. ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.