W każdym razie odbyta już miesiąc temu w Warszawie debata na temat TTIP - traktatu o wolnym handlu między USA i Unią Europejską i jego ewentualnych skutkach dla Polski - minęła niemal bezszelestnie. Tymczasem takie kraje jak Niemcy, Francja, Włochy oraz niewielkie, lecz ambitne Węgry od wielu miesięcy głośno sygnalizują, że zniesienie barier celnych między Ameryką i Europą grozi słabszemu europejskiemu partnerowi totalnym zniewoleniem. Pierwszą ofiarą zbliżenia się do amerykańskiego rekina był Meksyk, który nieopatrznie podpisał umowę NAFTA z potężnym sąsiadem.
Nasze sfery rządzące, świadome, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie, wcale się TTIP-em nie przejmują. Zastanawia natomiast wyczekująca postawa opozycji, zwłaszcza PiS. Ugrupowanie, które planuje inwestycje rozwojowe, powinno już dziś bić z całych sił w dzwon na trwogę...
Rokowania toczące się już od 2 lat właśnie wkroczyły w decydującą fazę, a podpisanie kontraktu przewidziano na jesień przyszłego roku jako ukoronowanie kadencji Obamy.
Nikt nie ma złudzeń, że w otwartej rywalizacji rynkowej firmy europejskie nie dotrzymają pola amerykańskim rekinom. Stary Świat zaleje fala tańszych towarów i surowców zza oceanu, a wraz z nimi cała gama niedozwolonych u nas konserwantów (np. wołowina faszerowana antybiotykami, drób płukany w chlorze) i modyfikowana genetycznie żywność, o czym tamtejszy producent nie musi nikogo informować. W pierwszej chwili może to wywołać radość konsumentów, szczególnie w krajach biednych, jak Polska, gdzie nabywca kieruje się głównie ceną. Niestety, inwazja amerykańskich towarów - tańszych, często nowocześniejszych - grozi upadkiem rolnictwa i wszelkiej rodzimej wytwórczości. Konsekwencje łatwo sobie wyobrazić: jeszcze większe bezrobocie, emigracja, wyludnienie kraju.
Podczas gdy na Zachodzie trwa nasilający się protest przeciw TTIP, w polskiej debacie dominuje spokój. Zwolenniczka traktatu pani prof. E. Czarny zwróciła np. uwagę, że USA i Europa mają „wspólne wartości" (np. małżeństwa jednopłciowe...), więc „lepiej wiązać się z Zachodem niż ze Wschodem". Europoseł Szejnfeld wyraził nadzieję, że tanie surowce energetyczne z USA zwiększą opłacalność produkcji, pozwolą na dywersyfikację rynku paliw i niezależność od Rosji. Zapomniał dodać, czym to grozi naszemu przemysłowi wydobywczemu.
Największe obawy UE budzą proponowane przez Amerykę (działające w USA) sądy arbitrażowe* rozstrzygające spory między biznesem a państwem. Są to gremia prywatne obradujące tajnie, których wyroki są nie do obalenia.
Globalizacja, mimo protestów, mimo oczywistych szkód społecznych, wciąż postępuje, krusząc dobre tradycje, różnorodność kulturową, degradując klasę średnią, tłumiąc wszelkie indywidualności.
A jeśli wynegocjowany i przyjęty przez Parlament Europejski traktat jakieś państwa, np. Węgry, odrzucą? Obawiam się, że globaliści mają już w zanadrzu skuteczny instrument perswazji (szantażu). Wszak każdy kraj jest dziś zadłużony.
W tej sytuacji wszelkie marzenia o odbudowie polskiej gospodarki, o niezależności mogą rozpłynąć się jak sen złoty...
Janusz Ławrynowicz
*Taki właśnie międzynarodowy trybunał przed laty wymusił na Polsce ogromny haracz po słynnej prywatyzacji PZU.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.