Wtorek, 23 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Cierpiętnictwo i głupota

Niedawno w jednej ze stacji telewizyjnych mogliśmy obejrzeć "Hiszpankę" Łukasza Barczyka, polską superprodukcję o powstaniu wielkopolskim. To film efektowny, ale jednocześnie obezwładniająco pretensjonalny, megalomański. Chcąc zerwać z patosem, przeciwstawić się cierpiętnictwu, uniknąć pułapki nacjonalistycznego samozachwytu, i tak dalej, i tak dalej, reżyser zaserwował nam historyjkę o pojedynku okultystów i duchach, gdzie cały czas mruga się do widza: "To taka szalona konwencja, a kto tego nie kuma, ten narodowiec". Zamiast cierpiętnictwa dostajemy głupstwo, tym głupsze, że przekonane, że jest arcydziełem.

Nie wystarczy rozwalić mity, żeby być poważnym artystą. Oglądałem ten film w kontekście aktualnej dyskusji o kształtcie polskiego kina, wywołanej pomysłami nowej władzy, która chce "pielęgnować wartości". Jest o czym rozmawiać. Też uważam, że państwowe pieniądze niekoniecznie powinny zasilać tak kuriozalnie antypolskie filmy jak "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego (skądinąd świetnego reżysera). Nie widzę też problemów, żeby spierać się o "Idę". Oscar niczego nie rozstrzyga. Nieraz nagradzano nim gnioty. "Ida" gniotem nie jest, ale przywodzi skojarzenia z filmami nowego pieszczocha Hollywood, Alejandro Innaritu (autora "Birdmana" i "Zjawy"), jest w podobny sposób wykalkulowana, skrojona pod nagrody, szantażująca swoim wysmakowaniem i artystowskością.

Tylko że błędem byłoby odpowiedzenie na to siedemdziesięcioma sześcioma szmirami o Żołnierzach Wyklętych, w których papierowi herosi krzyczą "Bóg, honor, ojczyzna!" i bohatersko pomykają na konikach. Nie za bardzo widzę też polskiego "Szeregowca Ryana". Nie stać nas. Po prostu. Możemy zrobić co najwyżej jego atrapę.

Jeden z najlepszych naszych filmów ostatnich lat to "Miasto '44" Jana Komasy. Poruszający, wirtuozerski obraz - apolityczny, nie odnoszący się do sensowności wybuchu Powstania Warszawskiego, ale przecież stojący po stronie Polski. Kino historyczne na wysokim poziomie będzie u nas powstawało tylko wtedy, jeśli nowi macherzy od kultury zaufają właśnie takim ludziom jak Komasa, z ich wrażliwością, która wymyka się etykietom, z ich bezczelnością. Jeśli zaś będą chcieli robić propagandę taką jak "Pokłosie", tylko że z odwróconym wektorem - to zamiast ratować wartości, narażą je na zasłużoną szyderę.