Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Czy pomoc może szkodzić?

Jedna z najważniejszych deklaracji nowego rządu dotyczy wsparcia dla rodzin, zwłaszcza tych wielodzietnych. Ten projekt nie cieszy się wśród ekspertów uznaniem. Na ogół słyszymy, że te pieniądze można by wydać znacznie lepiej, na przykład na tworzenie nowych przeszkoli albo dopłaty w formie bonów do prywatnych placówek opiekuńczo-wychowawczych. Inaczej mówiąc, po co dawać biednym, skoro tę pomoc zmarnują.

Pojawiają się przestrogi, że państwo wyda miliardy, a nie uzyska efektu w postaci zwiększenia liczby urodzeń. Niektórzy idą dalej. Głoszą, że jeśli liczba urodzeń wzrośnie, to przecież głównie w biednych rodzinach. A przecież biedy poszerzać nie chcemy. Przykro słuchać takich opinii. Mają jednak wielu zwolenników, którzy podważają nawet oficjalne dane dotyczące ubóstwa w naszym kraju. Z punktu widzenia dobrze lub bardzo dobrze sytuowanych obywateli, którzy mieszkają w chronionych enklawach jest u nas po prostu klawo. Jest oczywiście jakaś biedota, która zasługuje na swój los, bo przecież dawno mogła brać sprawy we własne ręce. 

Socjologowie i ekonomiści znają to zjawisko. Także stare polskie powiedzenie mówi, że „syty głodnego nie zrozumie" . Okazuje się, że tę ludową prawdę potwierdzają eksperymentalne badania psychologów i socjologów. Potwierdza to również wysyp negatywnych opinii o obecnym programie wspierania rodzin. Wiele lat wcześnie w podobnym tonie zwalczano tak zwane becikowe. I wtedy i obecnie wypowiadały się wszakże elity, bo potencjalnych beneficjentów programów raczej się nie słucha. I jak to bywa, w nurcie propagandy sukcesu nieprzystające do haseł realia zwykle usuwane są w cień. W dobrym towarzystwie o polskiej biedzie mówić nie wypada. Zjawisko, z którym stara walczyć się cywilizowany świat poprzez różnorodne programy u nas lokuje się w sferze domniemanej albo jako coś, co jest naturalną konsekwencją dynamicznego rozwoju. 

Wybitny polski ekonomista, Tadeusz Kowalik w swoim ostatnim dziele wydanym w 2009 roku, www. Polska Transformacja.pl dużo miejsca poświęcił bolesnym skutkom społecznym towarzyszącym wysokiemu bezrobociu. Pisał, że najpierw przyzwyczajono społeczeństwo do bezrobocia na poziomie 16, a nawet 20 proc., by w roku 2007, gdy wskaźnik spadł do 10 proc. głoszono, że oto wychodzimy z bezrobocia. Naukowiec wrażliwy na kwestie społeczne odnotowywał z niepokojem, że ciągle istnieje w naszym kraju „silna tendencja do minimalizowania wagi tego zjawiska, razem z biedą i nierównościami". 

Nie jest jednak tak, że polscy naukowcy odwracają się od problemów biedy i nierówności. W wielu ośrodkach badania nad tym zjawiskiem są prowadzone. Dotarcie do wyników takich prac nie jest zbyt łatwe. No cóż, nieprzyjemne prawdy nie będą omawiane w głównych audycjach. Na szczęście jest jeszcze internet. 

W sieci można trafić na kilkusetstronicową pracę zbiorową, która powstała w Uniwersytecie Gdańskim, a jej redaktorami są członkowie Doktoranckiego Koła Naukowego „Na Styku". „Oblicza biedy we współczesnej Polsce" to dzieło dobrze udokumentowane i wolne od jakiejkolwiek propagandy. We wstępie czytamy m.in., że „współczesne media, z których wiele osób czerpie wiedzę o świecie, pełne są obrazów bogactwa, pokazywane jest życie celebrytów czy też osób, które są autorytetami tylko dlatego, że są bogate. Bieda jeśli pojawia się w dyskursie publicznym, to często w kontekście przestępczości lub nieprzystosowania społecznego. Nasza książka wyłamuje się ze schematu... Biorąc pod uwagę kontekst światowy, łatwo jest zignorować polską biedę, pokazując, że w Polsce ludzie mają co jeść i najczęściej także gdzie spać i gdzie wydalać, więc nie warto się biedą zajmować. My wychodzimy z innego założenia - że bieda występuje wszędzie, niezależnie od szerokości geograficznej i ilości PKB na mieszkańca. Występuje w krajach nordyckich i Ameryce Północnej, i w Polsce, choć inny jest jej zasięg i charakter..."

Eksperci, którym program wspomagania takich publikacji naukowych raczej nie czytają, a widzą wokół siebie tylko to, co na ogół widać z wieży z kości słoniowej. Zwykle to są wyznawcy teorii, że jak warstwa górna się jeszcze bardziej wzbogaci, to i biedni na tym skorzystają. Jednego tylko nie chcą przyjąć do wiadomości, że owa teoria nigdzie na świecie się nie potwierdziła. Wręcz odwrotnie. Nierówności i szeroki obszar biedy zawsze spowalniają rozwój gospodarczy i społeczny. O tym też uprzywilejowani mówią niechętnie.