Czwartek, 02 maja 2024 r. 
REKLAMA

Mgr z budowy jachtu

Data publikacji: 02 maja 2018 r. 10:31
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
Mgr z budowy jachtu
Andrzej Górajek  

Kupili w trójkę wielką stalową krypę o długości 23 metrów, która przez dwadzieścia parę lat przechodziła różne koleje losu z pożarem włącznie. Cena nie była wygórowana, ale poza kadłubem nic tam nie było, nawet skrawka dokumentacji. Była to ryzykowna decyzja, gdyż z tym żelastwem i bez dokumentów mogli zostać na zawsze.

Jacht, a w zasadzie jego kadłub, powstał w Szczecińskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” i pomyślany był jako pływające wczasy dla pracowników. Niestety, wraz ze zmianą ustroju zarzucono ten pomysł i tak kadłub jachtu przechodząc przez różne ręce, głównie Niemców, trafił wreszcie do trójki naszych żeglarzy, w której główną rolę pełnił jachtowy kpt. Andrzej Górajek. Wpadli wówczas na „zwariowany” pomysł, że dokumentację jednostki wykonają Andrzej Górajek wraz z Grzegorzem Gerardem Wawrzyniakiem w ramach pracy magisterskiej na Politechnice Szczecińskiej na nowym Wydziale Konstrukcji i Projektowania Małych Jednostek Pływających. Na takie rozwiązanie zgodzł się Polski Rejestr Statków i oczywiście dziekan wydziału. Pracowali nad tym dwa lata i w wyniku powstały tomy dokumentacji. Najważniejsze, że wszystko było dobrze. Nasi studenci otrzymali tytuły magisterskie, a PRS wydał dokument dopuszczający jacht do żeglugi.

Nie od rzeczy będzie powiedzieć, że na początku był sam kadłub, a równolegle do tworzenia dokumentacji systematycznie był wyposażany.

Nasz rozmówca też nie marnował czasu. Najpierw ukończył Wydział Elektryczny Politechniki Szczecińskiej, następnie w Berlinie specjalizował się na kolejnym wydziale elektrycznym, wreszcie na AWF w Poznaniu otrzymał dyplom trenera, instruktora żeglarstwa i na końcu został magistrem Politechniki Szczecińskiej, wspomnianego wyżej wydziału.

Lata nad pracą magisterską jachtu dostarczały niezliczonych problemów, m.in. na jednostce znajdowało się 70 zbiorników o pojemności 13 tys. litrów. Trzeba było wyliczyć stateczność jednostki przy różnym napełnieniu. Rozwiązali ten problem obliczając stateczność jachtu, tak jak statku. Ta liczba zbiorników pozwoliła zarejestrować jacht z własnym systemem gromadzenia i odprowadzania ścieków. Prace nad jednostką, która coraz bardziej przypominała jacht pełnomorski trwały od 2013 do 2015 r., gdy wykonali pierwsze rejsy po Bałtyku.

Wróćmy w tym momencie do pierwszych pływań naszego rozmówcy, które realizowane były w latach 1970-80 na Zalewie Turoszowskim - na „Omedze”. Rejsy organizowało Bractwo Żelaznej Szekli, z którym można było popłynąć na morze na „Zaruskim” i „Wielkopolsce”. Andrzej skwapliwie z tego skorzystał i gdy tylko była możliwość wypłynięcia na Bałtyk zapisywał się do załogi. Wkrótce rodzina przeniosła się do Szczecina, a Andrzej na Politechnikę. W miejscowym JK AZS można było zaopiekować się pięknym jachtem „Dal II” i często wypłynąć na Bałtyk. Nasz rozmówca nie przepuścił takiej okazji.

Gdy „Ocean A” zakołysał się na wodzie i mógł o własnych siłach wyruszyć w dalekie wyprawy, zaplanowali w latach 216-17 ambitny rejs na Grenlandię. Mieli do pokonania w 2017 r. 15 tys. mil morskich i na to 216 dni żeglugi. Karta Bezpieczeństwa jachtu opiewała na 20 osób, ale w wygodnych warunkach (każdy miał koję) mogło żeglować 15 osób. Na jednostce zbudowano 5 kabin, w tym dwie czteroosobowe i trzy dwuosobowe plus pomieszczenie kapitańskie. Każda kabina ma osobny węzeł sanitarny. Są dwie mesy: górna i dolna. Jeśli chodzi o wyposażenie nawigacyjne jest tam wszystko potrzebne do żeglugi polarnej. Szczególnym uznaniem kapitana cieszy się satelitarny kompas, który pokazuje kierunek żeglugi nawet przy minimalnych prędkościach. Jest także nowoczesny radar, wykrywający obiekty lodowe o wielkości 0,5 x 0,5 m z odległości 2 mil morskich.

Podczas pierwszych rejsów na północ mieli kilka przygód. 19 godzin tkwili poruszając się w tzw. paku lodowym, a w pewnym momencie w odległości ok. 40 m mieli gościa - białego niedźwiedzia. Z takim gościem można pogadać, używając tylko sztucera, który na Grenlandii można nabyć w niemal każdym sklepie. Niecodziennych przygód dostarcza każdy żeglarskich rejs, począwszy od zmagania z trudami żeglugi przy sztormowym wietrze po niezwykłe spotkania na dalekiej północy. W tym roku większych i krótszych rejsów zaplanowano ponad piętnaście.

Tekst i fot. Andrzej Gedymin

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA