Środa, 24 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Lipski w ślady Majdana i Stolarczyka

Data publikacji: 16 czerwca 2017 r. 11:16
Ostatnia aktualizacja: 16 czerwca 2017 r. 11:16
Piłka nożna. Lipski w ślady Majdana i Stolarczyka
 

Reprezentacja Polski rozegra w piątkowy wieczór premierowy mecz finałowego turnieju młodzieżowych mistrzostw Europy. Rywalem jest Słowacja, spotkanie rozpocznie się o g. 20.45 w Lublinie. W kadrze trenera Marcina Dorny nie ma ani jednego piłkarza Pogoni Szczecin, jest natomiast wychowanek Salosu Szczecin Patryk Lipski.

Udział reprezentacji Polski w finałowym turnieju młodzieżowych mistrzostw Europy, to pierwsze tak duże wydarzenie w tej kategorii wiekowej od 23 lat, kiedy Polska grała w ćwierćfinale młodzieżowych mistrzostw Europy, eliminowała po drodze Anglię, Holandię, Turcję Norwegię, a zatrzymała się na Portugalii, młodzieżowych mistrzach świata.

9 marca 1994 jest datą dla polskiej i szczecińskiej piłki nożnej szczególną. Tego dnia polska reprezentacja młodzieżowa rozegrała przed własną publicznością ostatni mecz na szczeblu ćwierćfinału mistrzostw Europy do lat 21. Odbył się on w Szczecinie - na stadionie przy ul. Twardowskiego.

Może sam ten fakt nie byłby aż na tyle godny uwagi, gdyby nie rywal, z którym przyszło się naszej drużynie mierzyć. Jeżeli w całej historii młodzieżowej piłki nożnej na świecie był zespół zasługujący na miano absolutnego Dream Teamu wszech czasów, to taką drużyną była 20 lat temu Portugalia.

Figo, Rui Costa, Joao Pinto, Sa Pinto, Rui Jorge, Jorge Costa, Capucho, Abel Xavier, czy Paixe, to były złote dzieci nie tylko portugalskiej, ale też światowej piłki nożnej. Kilku z nich na trwałe wpisało się w kroniki futbolu. Na pewno takim piłkarzem był Figo, ale również Rui Costa, czy Joao Pinto.

Do dziś trwają spekulacje, czy to znakomite pokolenie portugalskich piłkarzy w pełni wykorzystało swoją szansę. Wicemistrzostwo Europy, trzecie miejsce w mistrzostwach Europy, ćwierćfinał mistrzostw Europy, czy czwarte miejsce na Igrzyskach Olimpijskich, to osiągnięcia okazałe, ale w Portugalii spodziewano się znacznie więcej.

Młodzieżowi mistrzowie świata

Młodzieżowa reprezentacja Portugalii przyjechała do Szczecina w glorii mistrzów świata do lat 20. W finale na starym stadionie Benfiki zasiadło 120 tys. kibiców, a Portugalia ograła po serii rzutów karnych Brazylię. Najlepszym piłkarzem całego turnieju był defensywny pomocnik Paixe, który spośród całej plejady utalentowanych graczy poczynił zdecydowanie najmniejsze postępy. W roku 1994 był postacią centralną - stawianą na równi z Figo, czy Rui Costą.

Rui Costa, Figo, Sa Pinto, Capucho i Paixe byli wtedy kolegami klubowymi Andrzeja Juskowiaka - króla strzelców Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie ze Sportingu Lizbona. To nie były czasy, kiedy o każdej postaci można się było dowiedzieć w ciągu kilku sekund niemal wszystkiego w internecie. Cennych informacji udzielał nam 23 letni reprezentant Polski, który nie mylił się w swojej ocenie i przepowiadał największą karierę Figo i Rui Costa.

O organizację ćwierćfinałowego meczu w Szczecinie mocno zabiegał ówczesny dyrektor Pogoni, Andrzej Rynkiewicz. Sprzyjający klimat, tradycyjnie duże zainteresowanie publiczności w Szczecinie i fakt, że w szerokiej kadrze było aż trzech portowców (Majdan, Stolarczyk, Moskalewicz) sprawiło, że mecz odbył się w Szczecinie.

Radisson dla Portugalczyków

Gwiazdy portugalskiej piłki miały dopiero rozbłysnąć na dobre w kolejnych latach, ale już wtedy stanowiły o sile swoich bardzo mocnych klubów: Sportingu, Benfiki i Porto. Również pod względem organizacyjnym Portugalia przygotowana była do meczu zdecydowanie lepiej. Zakwaterowana była w hotelu Radisson, podczas gdy młodzi polscy piłkarzy w hoteliku klubowym przy hali sportowej przy ul. Witkiewicza.

Sędzią wyznaczono arbitra z Rosji, który akurat w dniu meczu obchodził urodziny. Delegacja portugalska wiedziała o tym i w przeddzień spotkania ufundowała mu okazały prezent, podczas gdy oficjele z PZPN o takim szczególe już zapomnieli. To były jeszcze czasy, gdy takie sytuacje bywały na porządku dziennym - dziś absolutnie są niedopuszczalne.

Po rosyjskim arbitrze trudno było dostrzec, by szczególnie faworyzował drużynę przyjezdną, ale kilka kontrowersyjnych decyzji na naszą niekorzyść podjął. W pierwszej połowie, która przebiegała pod wyraźne dyktando gospodarzy nie uznał jednej z dwóch bramek, dopatrując się pozycji spalonej.

Nieuznany gol i czerwona kartka

Gdyby po 45 minutach polscy piłkarze prowadzili 2:0, a nie 1:0, to końcowy efekt mógłby być różny. Ponadto podopieczni trenera Wiktora Stasiuka nie dotrwali do końca meczu w pełnym składzie. Czerwoną kartkę otrzymał Ratajczyk. Ostatecznie Portugalia wygrała aż 3:1, górując nad polskim zespołem po przerwie zdecydowanie.

Po spotkaniu mocno rozgoryczony był kapitan zespołu, bramkarz Pogoni Szczecin Radosław Majdan, który narzekał szczególnie na organizację.

- Portugalczycy pokazali klasę, ale byli też lepiej przygotowani pod względem organizacyjnym - mówił po spotkaniu Majdan. - My nie mieliśmy podstawowego sprzętu, czekaliśmy na dresy, buty, które potem musieliśmy zwrócić.

Porównując indywidualne osiągnięcia polskich i portugalskich piłkarzy trudno się dziwić, że dwumecz rywale wygrali zdecydowanie (w Szczecinie zwyciężyli 3:1, a w rewanżu 2:0). Jednak przebieg szczególnie pierwszej połowy szczecińskiej potyczki dawał wiele powodów do satysfakcji.

- Ja nie widziałem w pierwszych 45 minutach, że to Portugalia jest Dream Teamem - mówił po spotkaniu trener Wiktor Stasiuk. - Nasi chłopcy, Mosór, Ratajczyk, Kucharski, czy Dąbrowski oszukiwali z łatwością przeciwnika. Zabrakło nam szczęścia, a potem coś pękło i wszystko się posypało.

Polska reprezentacja kończyła zatem eliminacje w gronie 8 najlepszych drużyn na kontynencie. Dziś dopiero widzimy, jak dobre to były dla polskiej piłki czasy, a jeszcze bardziej cieszy, że niemal zawsze z udziałem piłkarzy Pogoni.

Zespół z roku 1994 z całą pewnością był poza zasięgiem nie tylko polskiej drużyny. Figo i spółka doszli do finału młodzieżowych mistrzostw Europy, gdzie pechowo, po serii rzutów karnych przegrali z broniącymi się uparcie przez 120 minut Włochami. Już dwa lata później najlepsi z nich grali w finałach mistrzostw Europy i Igrzyskach Olimpijskich, a w Polsce zmarnowano kolejne utalentowane pokolenie piłkarzy. ©℗ Wojciech Parada

Fot. D. Janowski

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA