Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Między meczami, a handlem pieluchami (ROZMOWA)

Data publikacji: 14 lipca 2017 r. 18:16
Ostatnia aktualizacja: 17 lipca 2017 r. 10:49
Piłka nożna. Między meczami, a handlem pieluchami (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Andrzejem Rynkiewiczem – byłym piłkarzem, kierownikiem i dyrektorem Pogoni

Andrzej Rynkiewicz jest rówieśnikiem Pogoni Szczecin, jej wychowankiem, wicemistrzem Polski juniorów, następnie graczem ekstraklasy, potem kierownikiem drużyny, a na końcu dyrektorem klubu. Pełnił różne funkcje, zna ten klub od podszewki, chętnie opowiada o historiach z nim związanych.

– Pogoń w latach 60. dopiero raczkowała, zdobywała pierwsze szlify na boiskach ekstraklasy. Jak pan pamięta tamte czasy?

– Panował wtedy ogromny entuzjazm. Kibice od samego początku byli bardzo wymagający, ale to tylko napędzało do gry bardziej odważnej, bezkompromisowej. Pogoń w latach 60. była drużyną bardzo gospodarską, na wyjeździe przegrywaliśmy w miarę regularnie, ale u siebie potrafiliśmy pokonać każdego. Kibic o tym wiedział. Przychodził na stadion i był pewny, że serca nie zabraknie.

– To właśnie w latach 60. odbył się pierwszy mecz międzypaństwowy.

– Też świetnie go pamiętam z kilku powodów. W roku 1963 miałem 15 lat, a w reprezentacji debiutował zaledwie o rok starszy ode mnie Włodek Lubański i zdobył gola. On grał już w reprezentacji, a ja wtedy podawałem piłki.

– Przyjaźnie z tamtego okresu pozostały do dziś.

– Dokładnie. Ja, Jurek Krzystolik, Marian Kielec, Waldek Folbrycht, a także Krzysiek Lewandowicz, który pracował w klubie w latach 80. i 90. spotykamy się przy każdej nadarzającej się okazji, a nie jest to łatwe, bo poza mną wszyscy mieszkają za granicą. Spotykamy się jednak regularnie, oglądamy wspólnie mecze, wspominamy dobre czasy, łączy nas Pogoń, a trwa to już ponad pół wieku. Zdarzają się sytuacje też mniej przyjemne. Ostatnio wybraliśmy się na pogrzeb naszego przyjaciela i znakomitego piłkarza z lat 60. Achima Gacki do Berlina. Nikt nie miał wątpliwości, musieliśmy pożegnać naszego kolegę, z którym tyle nas łączyło. Wynajęliśmy busa, kupiliśmy wieniec i pojechaliśmy. Chciałbym, żeby za pół wieku kilku piłkarzy obecnej Pogoni też zachowali wspólne wspomnienia z gry w szczecińskim klubie. Wiem, że czasy są inne, dziś trudno piłkarzom zachować wierność do jednego klubu, zawsze jednak pierwszą miłość pamięta się w sposób szczególny, a dla piłkarza tą miłością jest klub, w którym można było się wypromować.

– Dziś w Pogoni dużo jest wychowanków, ale grają niewiele.

– No właśnie też to zauważyłem. Trenerzy powinni wykazywać się większą odwagą. W przeszłości było mnóstwo sytuacji, w których szkoleniowcy stawiali na nastolatków, a ci później grali w drużynie przez wiele lat. Przykładów jest mnóstwo. W latach 70. niespodziewanie klub opuścili: Roman Jakóbczak i Włodzimierz Wojciechowski, ale dzięki temu szansę otrzymali wychowankowie: Leszek Wolski, Andrzej Woronko czy Zbigniew Czepan. Ten ostatni zanim trafił do pierwszej drużyny, to normalnie pracował.

– Czy w latach 60. wymagania w stosunku do drużyny były duże?

– Były spore. Nikt od nas nie oczekiwał tytułu mistrza Polski, ale nikt nie wybaczyłby, gdybyśmy przeszli obok meczu, nie stworzyli sytuacji bramkowej, nie pokazali charakteru. Z tego powodu presja była olbrzymia, ale my ją lubiliśmy.

– W latach 80., kiedy pełnił pan już rolę kierownika drużyny, sytuacja była zupełnie inna.

– Wtedy przyzwyczailiśmy kibiców do sukcesów, w każdym sezonie plasowaliśmy się w czołówce, dwa razy z rzędu graliśmy w finale pucharu Polski, ale to nie przyszło nagle. Pod koniec roku 1979 drużynę objął trener Jerzy Kopa, zaproponował mi funkcję kierownika drużyny, dyrektorem był śp. Roman Wilczek. W latach 80. dorobiliśmy się drużyny złożonej w większości z wychowanków. Jak prześledzi się historię klubu, to największe sukcesy i największa frekwencja były wtedy, gdy najwięcej grało wychowanków.

– Jak w latach 80. wyglądały przygotowania do sezonu?

– Tego czasu było jeszcze mniej, niż obecnie. Sezon kończył się pod koniec czerwca, a pod koniec lipca rozpoczynał się już nowy. Przygotowania odbywały się przeważnie metodą startową. Często graliśmy wtedy w Pucharze Intertoto, mogliśmy rywalizować z wymagającymi i renomowanymi drużynami z Austrii, Szwajcarii, Szwecji czy zachodnich Niemiec. Wygranie grupy to były też wcale niemałe, jak na tamtą polską rzeczywistość, pieniądze. Wyjazdy zagraniczne to była też okazja do dodatkowego zarobku dla wszystkich wyjeżdżających począwszy od działaczy, trenerów, piłkarzy, a na dziennikarzach kończąc.

– Przy okazji meczów odbywał się handelek?

– Takie były czasy. Gdy zbliżał się zagraniczny wyjazd, to szybko się trzeba było orientować, z czym jechać i z czym potem wracać. Oczywiście trzeba też było zachować czujność. Przewożone towary w nadmiarze podchodziły pod przemyt, a wtedy można było się wpędzić za to w spore kłopoty. Handlować trzeba było zatem umiejętnie. Tak, żeby wyglądało to na zakupy do prywatnego użytku, ale jednocześnie, żeby można było też dorobić.

– Nie każdego roku zespół grał jednak w Pucharze Intertoto.

– Ale mieliśmy stałe, całoroczne kontakty z kilkoma klubami z byłej NRD. Grywaliśmy sparingi z Hansą Rostock, Unionem Berlin, Magdeburgiem, Lokomotiwem Lipsk. Te kontakty dotyczyły nie tylko pierwszej drużyny, ale też zespołów młodzieżowych, a także z innych sekcji. Każdy doskonale wiedział, co ma robić. Jechało się zagrać mecz, ale przy okazji trzeba było też coś sprzedać, coś kupić i wyrobić się w czasie. I zawsze się ze wszystkim zdążyło. Mieliśmy stały kontakt z kolegami z NRD. Gdy zbliżał się wyjazd, to dzwoniliśmy do siebie, ustalaliśmy szczegóły, kto ma z czym przyjechać i z czym wracać.

– Czym się handlowało?

– Różnymi rzeczami. W latach 80. miałem dwóch małych synów, więc korzystałem z faktu, że w Niemczech wszelkie produkty dziecięce miały 50-procentową bonifikatę. W NRD był mały przyrost naturalny, więc władze w ten sposób zachęcały do decydowania się na potomstwo. W Polsce panował wtedy przeraźliwy kryzys, nie było w sklepach niczego, więc kupowało się w NRD wszystko – od pieluch po zabawki, ubranka, różne maści, zupki, gadżety. Pamiętam, że podczas jednej wizyty u naszych sąsiadów wróciłem do domu z 13 torbami. Piłkarze pomagali mi je wnosić do domu. Niektóre rzeczy mam jeszcze do dziś, na przykład maszynkę do krojenia chleba, mikser, robot kuchenny.

– Lata 90. to już kapitalizm, a dla pana absolutna władza w Pogoni.

– To był najtrudniejszy czas w historii klubu. Okres transformacji ustrojowej polegał na tym, że odcięły się od finansowania możne zakłady pracy, kluby musiały radzić sobie same, nie miały wsparcia z miasta, nie było pieniędzy ze stacji telewizyjnych, bo tych prywatnych wtedy jeszcze nie było. Pogoń to była wtedy nie tylko piłka nożna, ale wiele innych sekcji. Co miesiąc musiałem wypłacać 120 stypendiów, a pieniędzy nie było skąd brać. Ratowaliśmy się zagranicznymi transferami i promowaliśmy wychowanków, których była w naszej drużynie zdecydowana większość. Drużyny nie jeździły wtedy na zagraniczne zgrupowania, raz wyjechaliśmy do Korei Południowej, ale wyjazd był raczej bardziej turystyczny niż sportowy, choć rozgrywaliśmy tam całkiem poważne mecze przy 20-tysięcznej widowni.

– Dziś wielu kibiców uważa, że Pogoń jest zbyt pasywna na rynku transferowym.

– Absolutnie się z tym nie zgadzam. Pogoń transferów powinna dokonywać tylko w szczególnych sytuacjach. Obecnie pozyskała bramkarza, bo miała na tej pozycji spory problem. Skoro drużyny juniorskie dwa razy z rzędu grają w finale, to trzeba bezwzględnie stawiać na własnych wychowanków.

– Z drużyny wicemistrza Polski z roku 1965 ilu piłkarzy grało później w ekstraklasie?

– Jeszcze podczas finałowego turnieju w trybie pilnym wezwany do pierwszej drużyny został Zenon Kasztelan i strzelił w debiucie trzy gole. Trener Żywotko nie bał się postawić na 19-latka. Przez wiele lat grał też Rysiu Malinowski, w ekstraklasie debiutowałem też ja i Jurek Jatczak. Czterech piłkarzy z jednego rocznika, w tym dwóch na długie lata, to znakomite osiągnięcie.

– Na co stać obecnie Pogoń?

– Myślę, że możemy spodziewać się wiele dobrego. W składzie jest czterech doświadczonych obcokrajowców, kilku doświadczonych polskich piłkarzy i rzesza młodzieży. Proporcje wydają się dobre, trener z głośnym nazwiskiem, więc są wszelkie przesłanki, by rozpocząć nowy sezon z dużym optymizmem. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Jak to bylo i co moze bedzie…MOZE..
2017-07-17 10:48:42
Przy okazji ze MS byly w Niemczech w 1974 a pozniej tez ME u nich dorobili sie znani ze sknerstwa Niemcy stadionow i wszyscy to podziwiali.Za swoje ? No nie , za FIFA wtedy banknoty.."Przedwojenna"pilka zakonczyla sie wynalezieniem w Göteborgu przez 5 trenerow 2 szwedow i 3 anglikow agresywnej strefy co definitywnie zakonczylo niemieckie man-ma albo wlasnie to "przedwojenne granie w Europie a zwlaszcza w Polsce.Te ogromne roznice finansowe buduja do teraz tez kilka klubow a reszta uboga ma sie przygladac.Ku wiec niesamowitemu zaskoczeniu FIFA che wdrozyc reguly no ze bedzie granica ile mozna wydac na swoich zawodnikow.Dla wszystkich rowno.Biedni beda starali sie byc bogatsi a bogaci straca dominacje .Az nie do wiary ze tak tam wpadli w tej FIFA na taki pomysl i jest to na skale ktora moze uratuje pilke.Pogon? Uratuje ja tradycja polskosci a pozniej znajda sie pewnie ci co stana sie sponsorami bo nagle jakis klub niemiecki wcale nie bedzie lepszy od Pogoni a swoje pieniadze zmuszeni beda beda chowac w niemieckich bankach w Niemczech i konkurowac ich najbogatszy klub bedzie z innymi w Europie na oodobnych warunkach a nie z elita paru klubow w Europie.Wszystko sie zmienia ale Pogon dzieki polskosci przezyje.
Do kibic
2017-07-15 16:59:59
Pogoń przegrała z Fylkir w eliminacjach Pucharu UEFA, a nie w Pucharze Intertoto. Warto sprawdzić nim się chlapnie farfocla.
kibic
2017-07-15 15:37:10
A willę wybudował za dyrektorowanie. Teraz skupuje euro
Dzis tez Pogon-Wisla a wtedy..
2017-07-14 19:25:13
http://www.historiawisly.pl/wiki/index.php?title=1963.11.10_Pogoń_Szczecin_-_Wisła_Kraków_6:0
Pamiętamy
2017-07-14 18:28:39
Rynkiewicz! Co?! Bełchatów!!
kibic
2017-07-14 18:02:22
Najlepszy był mecz z Fylkirem w pucharze intertoto, szczegolnie ostatnie minuty ,jak mozna bylo taki mecz przegrac...
kibic
2017-07-14 17:59:23
Ten Pan był "ulubiencem" kibicow w latach 90 z tego co pamietam ...

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA