Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Punkt od pucharów

Data publikacji: 10 grudnia 2018 r. 21:38
Ostatnia aktualizacja: 10 grudnia 2018 r. 21:39
Piłka nożna. Punkt od pucharów
 

Sezon 1970/71 był dla Pogoni pełen paradoksów. Drużyna zajęła najlepsze w swojej historii miejsce, tracąc w międzyczasie swoich najlepszych w poprzednich latach piłkarzy, ale jednocześnie promując znakomitych graczy, którzy później postanowili kontynuować swoje kariery w innym, znacznie gorszym pod względem piłkarskim miejscu.

W przerwie letniej drużynę opuścił Joachim Gacka. 34-latek postanowił zakończyć karierę, wyjechał do Berlina Zachodniego, chciał inaczej układać sobie dalszą część życia, już bez piłki nożnej i Pogoni. W szczecińskim klubie spędził osiem sezonów, dwa razy awansował z drużyną do ekstraklasy, rozegrał w pierwszym zespole ponad 200 spotkań, był liderem, typowym rozgrywającym, świetnie zaawansowanym technicznie, umiejącym rozegrać, zmienić tempo gry.

To był pierwszy piłkarz w dziejach Pogoni, który dał się zapamiętać z takiej roli, później takich było wielu, ale przed Gacką Pogoń rozgrywającego tej klasy nie miała. Jego rolę w zespole miał przejąć Zenon Kasztelan i z zadania wywiązywał się znakomicie. Miał już 24 lata, oczekiwano po nim progresu, brania większej odpowiedzialności i jeden ze słynniejszych wychowanków w drużynie dźwignął ciężar, jaki na nim spoczywał.

Kasztelan w sezonie 1970/71 zdobył cztery gole, całkiem niewiele, ale były to bramki ważne, dające punkty, decydujące o jednobramkowych zwycięstwach w rundzie wiosennej nad Ruchem Chorzów i Stalą Mielec, natomiast w rundzie jesiennej decydujące o remisach z Zagłębiem Sosnowiec i ROW Rybnik.

To był sezon, w którym Pogoń na mecie rozgrywek uplasowała się na najwyższym jak dotąd czwartym miejscu z taką samą liczbą punktów jak trzecie Zagłębie Wałbrzych, ale z gorszym bilansem bramkowym, który zadecydował o wyższej lokacie zespołu z Wałbrzycha.

Tylko 23 gole w 26 meczach

Przed ostatnią kolejką spotkań portowcy zajmowali trzecie miejsce z dwupunktową przewagą nad Zagłębiem i Ruchem. Portowcy przez cały sezon plasowali się w górnej połowie tabeli, nie grali efektownie, ale byli skuteczni. Tylko trzy najsłabsze drużyny zdobyły mniej goli od Pogoni. Szczecinianie w 26 spotkaniach zdobyli zaledwie 23 gole i to wystarczyło do zajęcia czwartej lokaty.

Portowcy dopiero na kolejkę przed końcem awansowali na trzecie miejsce, stojąc przed historyczną szansą zakwalifikowania się do europejskich pucharów. Rozgrywki ligowe toczyły się wówczas pod dyktando i przy zdecydowanej dominacji dwóch klubów – Górnika i Legii. Pozostałe drużyny prezentowały równy poziom, a mecze przed ostatnimi spotkaniami ułożyły się w ten sposób, że zespół ze Szczecina stanął przed szansą, jakiej nawet nie mógł się spodziewać.

W 14-zespołowej ekstraklasie nie było wówczas drużyn z Trójmiasta, Poznania, Wrocławia, Łodzi, było natomiast aż siedem klubów z Górnego Ślaska. One poza Górnikiem Zabrze nie były tak silne jak w latach 60., to był czas nowej ery z takimi klubami, jak: Pogoń, Zagłębie Wałbrzych, ale także Stal Mielec, która w latach 70. stała się hegemonem w polskiej ekstraklasie w składzie z piłkarzami światowego formatu.

Kibice w Szczecinie szykowali się na wielką fetę, nikt nie zakładał porażki w ostatniej kolejce z Szombierkami Bytom. Ta jednak nastąpiła i to w sposób bezdyskusyjny. Pogoń przegrała w Bytomiu z rywalem grającym bez żadnej presji, niewalczącym o żadną konkretną stawkę, mającym zagwarantowane miejsce w ekstraklasie, ale bez szans na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów.

Pogrążyli szansę w Bytomiu

Pogoń przegrała 1:3, już do przerwy przegrywała 0:2, nie sprawiała wrażenia drużyny mocno zdeterminowanej. To był pierwszy i jedyny sezon w Pogoni Włodzimierza Wojciechowskiego, który znakomicie rozumiał się na boisku i poza nim z Romanem Jakóbczakiem. Obaj nie zagrzali zbyt długo miejsca w Pogoni, chcieli wracać w swoje rodzinne strony, do Poznania i zrobili to, choć był tam zdecydowanie słabszy zespół niż w Szczecinie.

Pogoń z Wojciechowskim i Jakóbczakiem wiązała ogromne nadzieje i miała ku temu podstawy. W sezonie 1970/71 to byli nasi najskuteczniejsi piłkarze. Jakóbczak skończył sezon z 8 golami, a Wojciechowski strzelił 5 bramek. Obaj łącznie wpisywali się na listę strzelców 13 razy przy 23 golach zdobytych przez cały zespół.

Dokładając do tego 4 gole wspomnianego Kasztelana, okazało się, że trio: Wojciechowski, Kasztelan, Jakóbczak zdobyli w sezonie 1970/71 blisko 80 procent wszystkich bramek strzelonych przez szczeciński zespół. To byli piłkarze już wtedy bardzo skuteczni, wiodący, ale też młodzi, perspektywiczni.

Wojciechowski miał 22 lata, natomiast Jakóbczak z Kasztelanem byli dwa lata starsi. Trójka tych piłkarzy gwarantowała wysoki poziom przynajmniej przez pięć lat, ale później okazało się jednak, że po sezonie 1970/71 pozostał w Szczecinie tylko wychowanek klubu.

Pożegnanie z Fiałkowskim i Kielcem

To był sezon zmiany warty i to dość bolesny dla niektórych piłkarzy. Pogoń po rundzie jesiennej roku 1970 plasowała się na piątym miejscu z dużymi szansami nawiązania walki o czołowe lokaty. W przerwie zimowej klub opuściło dwóch najbardziej doświadczonych piłkarzy – Hubert Fiałkowski i Marian Kielec.

Ten drugi nie poradził sobie z konkurencją Jakóbczaka i Wojciechowskiego, a raczej z ich rosnącą względem Kielca rolą w zespole, bo żaden z nich nie grał na pozycji Kielca i nie zagrażał mu. Bywały mecze, szczególnie na początku sezonu, kiedy grali wszyscy trzej obok siebie i drużynie wychodziło to na dobre.

Tak było w pierwszych pięciu spotkaniach, Pogoń poniosła porażkę na inaugurację sezonu z Ruchem w Chorzowie, ale w czterech kolejnych meczach trzy razy wygrała i zaledwie raz zremisowała. Każdy z trójki piłkarzy: Jakóbczak, Kielec i Wojciechowski zdobywali w tym czasie gole, przyczyniali się do dobrych wyników, brani byli pod uwagę przy powołaniach do reprezentacji Polski na towarzyski mecz z Danią w Warszawie na Stadionie Dziesięciolecia.

Kielec nie był jeszcze zbyt mocno zaawansowany wiekowo, miał zaledwie 28 lat, ale w rundzie wiosennej w Pogoni grać już nie chciał. Sezon 1970/71 był pierwszym w barwach Pogoni dla Ryszarda Mańki pozyskanego z pobliskiej Arkonii, mającego za sobą występy w ekstraklasie w barwach klubu z Lasku Arkońskiego jeszcze w wieku juniorskim.

Mańko był już graczem dojrzałym, miał 24 lata, ale jeszcze rozwojowym, co się w przyszłości potwierdziło, bowiem był podstawowym graczem Pogoni przez sześć kolejnych sezonów, aż do roku 1976, rozgrywając dla Pogoni w ekstraklasie aż 173 mecze. Mańko był piłkarzem lewonożnym, świetnie rozumiał się na boisku z Kasztelanem. Znali się znakomicie, byli rówieśnikami, spotykali się na zgrupowaniach kadr juniorskich.

Debiut w kadrze po 5 ligowych meczach

24-letni pomocnik był trzecim w dziejach Pogoni piłkarzem, który zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski. Otrzymał powołanie na towarzyski mecz z Danią zaledwie po pięciu występach w barwach Pogoni. Od trenera Ryszarda Koncewicza dostał szansę gry od pierwszej minuty, ale wystąpił tylko przez jedną połowę.

Wydawało się wtedy, że mecz jest dla niego udany, drużyna prowadziła 2:0, ale zastępujący go po przerwie Joachim Marx zdobył trzy gole i nie było wątpliwości, który z piłkarzy pozostawił po sobie lepsze wrażenie.

Co ciekawe, w meczu z Danią debiutował inny były zawodnik Arkonii, nawet jej wychowanek – Władysław Szaryński, dla którego był to pierwszy z dwóch reprezentacyjnych występów. Obaj grali w ostatnim dla Arkonii sezonie w ekstraklasie, a później jako piłkarze innych klubów spotkali się w pierwszej reprezentacji Polski.

Pogoń w sezonie 1970/71 nie wykorzystała znakomitej szansy zakwalifikowania się do europejskich pucharów, ale nikt z tego powodu nie robił tragedii. W Szczecinie nie było takiego ciśnienia, od zespołu głównie oczekiwano utrzymania się, mało kto wierzył, że zespół może na trwałe wejść na wyższy poziom, a w sezonie 1970/71 były wszelkie dane, by tak się stało.

Zespół był młody, rozwojowy i z pewnością znaczyłby w polskiej ekstraklasie znacznie więcej, gdyby Jakóbczak z Wojciechowskim postanowili związać się ze Szczecinem na dłużej. Być może obaj zaszkodzili nie tylko szczecińskiemu klubowi, ale głównie własnym karierom.

Zaszkodzili swoim karierom

Obaj bowiem nielegalnie opuścili szczeciński klub, zostali zdyskwalifikowani, nie mogli grać, potem występowali zaledwie w II lidze, ich kariery zostały mocno przyhamowane. Do ekstraklasy z Lechem powrócili dopiero po dwóch latach, w sezonie 1972/73. Gdyby nie ich ucieczka, karencja, to być może zakwalifikowaliby się na turniej igrzysk olimpijskich do Monachium, gdzie reprezentacja Polski zdobyła złoty medal.

Jakóbczak był w kadrze Kazimierza Górskiego na mistrzostwa świata w RFN, gdzie reprezentacja Polski zajęła trzecie miejsce. Jakóbczak nie zagrał w żadnym meczu na mistrzostwach świata, ale był członkiem najwybitniejszej w dziejach polskiego futbolu ekipy. Mógł tam być jako gracz Pogoni, a nie walczącego o utrzymanie Lecha.

Wojciechowski był bardzo blisko powołania na turniej, grał w eliminacyjnym meczu do mistrzostw świata z Walią w marcu 1973 roku, a więc w swoim premierowym sezonie w barwach Lecha w ekstraklasie i zaledwie dwa lata od występów w Pogoni. Ostatecznie trener Górski na turniej do Niemiec, jako dublerów dla Grzegorza Laty i Roberta Gadochy, powołał młodych napastników Wisły Kraków: Kazimierza Kmiecika, Marka Kusto i Zdzisława Kapkę.

Jakóbczak i Wojciechowski byli nietuzinkowymi graczami, którzy potrafili być zauważeni przez Kazimierza Górskiego nawet w trudnych dla nich czasach, kiedy dostali zdecydowanie mniej okazji do zaprezentowania się z uwagi na pozycję w polskim futbolu Lecha Poznań grającego o utrzymanie, a nie o wysokie cele.

W Pogoni indywidualna kariera obu piłkarzy mogła wyglądać zupełnie inaczej, a klub z nimi w składzie mógł na stałe wedrzeć się do ścisłej elity krajowego futbolu. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA