Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Trener na eksport

Data publikacji: 16 sierpnia 2018 r. 20:24
Ostatnia aktualizacja: 16 sierpnia 2018 r. 20:25
Piłka nożna. Trener na eksport
 

Polscy trenerzy w XXI wieku jako jedyni w całej Europie nie prowadzili żadnej klubowej drużyny z pierwszej dziesiątki europejskiego rankingu więcej niż w pięciu spotkaniach.

Angażu nie otrzymywali nawet byli selekcjonerzy: Jerzy Engel czy Paweł Janas. Franciszek Smuda skusił się na propozycję z II Bundesligi i spadł ze swoją drużyną do III ligi.

To oczywiste, że również polskim trenerom pracującym w Pogoni Szczecin trudno było o atrakcyjną pracę. Rok temu próbował Czesław Michniewicz. Związał się z agencją menedżerską, która oferowała usługi polskiego szkoleniowca klubom na Wyspach Brytyjskich, był oferowany między innymi drużynie spadkowicza z Premier League.

Sunderland szukał nowego szkoleniowca po tym, jak zespół opuścił David Moyes. Kandydatura Michniewicza oferowana była też w szkockim klubie Dundee FC. Polski szkoleniowiec nie miał jednak szans na otrzymanie posady.

CV mało przekonujące

Gwoli prawdy nie miał powalającego CV. Na polskim rynku wywalczenie jednego mistrzostwa Polski, Pucharu Polski i Superpucharu to osiągnięcia zasługujące na uznanie, jednak za granicą i to w dodatku w Anglii na nikim nie robiło to wrażenia. Tym bardziej że sukcesy te Czesław Michniewicz osiągał ponad 10 lat temu.

Polskim trenerom nie jest łatwo o zatrudnienie w poważnych ligach zagranicznych. Przekonał się też o tym były szkoleniowiec Pogoni Maciej Skorża. On również pozostawał długo bez pracy i też szukała mu jej zagraniczna agencja.

Ostatecznie bardzo utytułowany szkoleniowiec, jak na polskie warunki, trafił do średniego klubu średniej ligi europejskiej, czyli do Pogoni Szczecin, skąd został zwolniony, a następnie znalazł pracę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

W Pogoni w przeszłości był jeden trener, któremu później udało się pracować z powodzeniem w poważnych piłkarskich ligach Europy. Aleksander Mandziara prowadził drużynę Pogoni Szczecin w sezonie 1977/78 i choć miał zaledwie 38 lat, to już więcej żadnego polskiego klubu nie przejął.

Z GKS Tychy do Pogoni

Do Pogoni trafił z GKS Tychy, z którym wywalczył sensacyjne wicemistrzostwo Polski. W Pogoni miał trudne zadanie, w drużynie było sporo utalentowanej młodzieży, kilku piłkarzy z reprezentacyjnymi aspiracjami. Mandziara potrzebował pół roku na poukładanie wielu spraw.

– Początek był bardzo trudny – wspomina Henryk Wawrowski, wówczas podstawowy gracz w drużynie i jednocześnie reprezentant Polski. – Mandziara był wcześniej na zachodzie, miał swoje zasady, które wprowadził w Pogoni i nie wszystkim się to podobało. Przede wszystkim postawił na dyscyplinę, intensywny trening. Musiało minąć sporo czasu zanim umieliśmy się przestawić.

Trwało to rzeczywiście długo. Pogoń po rundzie jesiennej zajmowała ostatnie miejsce w tabeli, ale po zimowym okresie przygotowawczym była drużyną nie do poznania.

– Runda wiosenna była nieco krótsza od jesiennej ze względu na finałowy turniej mistrzostw świata w Argentynie – kontynuuje H. Wawrowski. – Odmiana była jednak widoczna, przede wszystkim zaczęliśmy grać bardzo ofensywnie, wykorzystywaliśmy sytuacje, strzelaliśmy rywalom po trzy, cztery gole.

Rewelacja wiosny

Pogoń była rewelacją rundy wiosennej, pewnie utrzymała się w ekstraklasie,w tabeli wiosny uplasowała się na drugim miejscu, była najskuteczniejszym zespołem, w 11 spotkaniach zdobyła 19 goli.

– Aleksandra Mandziarę wspominam jako jednego z najlepszych moich trenerów – mówi H. Wawrowski. – Choć bywał bardzo restrykcyjny, to potrafił być przyjacielski, bardzo przystępny. Był zawodowcem, bardzo poważnie traktował swój zawód.

Mandziara od sezonu 1981/82 do stycznia 1983 prowadził w niemieckiej 2. Bundeslidze zespół Rot-Weiß Essen. Następnie w latach 1984-1988 trenował Young Boys Berno, z którym w 1986 r. zdobył mistrzostwo i superpuchar kraju, a w 1987 r. puchar Szwajcarii.

– Nie dziwiły mnie jego spore osiągnięcia na Zachodzie – kontynuuje H. Wawrowski. – Był stworzony do pracy w profesjonalnych warunkach. Polacy byli wówczas piłkarską potęgą, ale jednak organizacyjnie polskie kluby były daleko w tyle za Europą, a Aleksander Mandziara źle się czuł w takiej sytuacji.

Rywalizacja z Ajaksem i Realem

W europejskich pucharach mierzył się z takimi firmami jak Real Madryt czy Ajax Amsterdam. W sezonie 1987/88 doprowadził szwajcarski klub do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Drużyna Mandziary zatrzymała się dopiero na Ajaksie Amsterdam w składzie z Blindem, Winterem, Woutersem, Witschge, Bosmanem, Bergkampem.

Wcześniej Aleksander Mandziara mierzył się ze słynnym Realem Madryt. Rywalizację przegrał, ale w meczu na własnym boisku pokonał drużynę prowadzoną wtedy przez Leo Beenhakkera 1:0 mającego do dyspozycji takich piłkarzy, jak: Camacho, Michel, Butrageueno, Sanchez, Juanito.

W sezonie 1992/93 na krótko objął drużynę SV Darmstadt 98, pracował też w austriackim LASK Linz. W tej ostatniej drużynie osiągnął swoją najlepszą średnią zdobytych punktów. W dwóch sezonach wypracował średnią na poziomie 1,75 punktu na mecz.

Wychowanek Mandziary

Jednym z wychowanków Aleksandra Mandziary był Krzysztof Zięcik. Zagrał w Pogoni tylko jeden mecz, ale dużo nauczył się od swojego szkoleniowca.

– Był człowiekiem odważnym – ocenia po latach K. Zięcik. – Pogoń była wtedy drużyną trochę skostniałą, potrzebowała świeżej krwi. Trener Mandziara dawał szansę piłkarzom z niższych lig takim, jak: Roman Klasa, Jerzy Stańczak, Jerzy Schab, Sławomir Majewski i nie zawodził się na nich.

Krzysztof Zięcik też próbował trenerskiej kariery na zachodzie Europy i przekonał się, jak trudno przekonać do siebie właścicieli renomowanych klubów.

– Dostałem się na kurs w słynnej szkole trenerskiej – opowiada K. Zięcik. – To nie było łatwe. Kursantów było 16, w tym 9 byłych reprezentantów Francji. Kończyłem szkołę między innymi z takimi postaciami jak Allan Giresse czy Hahid Halichodzić. Moimi wykładowcami byli między innymi: Aime Jacquet i Raimond Domenech. Wcześniej tylko jeden Polak ukończył tę szkołę. Był nim Henryk Kasperczak.

Elitarna szkoła

Fiaskiem zakończyła się przygoda z tą elitarną szkołą dla Andrzeja Szarmacha i Ryszarda Tarasiewicza. Zięcik nie jest jednak osobą w futbolu francuskim rozpoznawalną i trudno mu przebić się w kraju należącym do najlepszych na świecie.

– Nie byłem nigdy znanym piłkarzem, a to czasem bardzo utrudnia znalezienie dobrej posady – tłumaczy K. Zięcik. – W mojej ponad 20-letniej pracy trenerskiej prowadziłem sześć drużyn i każda z nich pod moją wodzą osiągała swoje najlepsze, historyczne wyniki. Byłem trenerem młodzieżowej reprezentacji Gwinei, drugim trenerem pierwszej reprezentacji tego kraju, która wtedy była wyżej klasyfikowana w rankingu od Polski. Jeżeli ktoś ciągle jest poniżej trzeciego poziomu rozgrywkowego we Francji, to trudno kogoś przekonać, by zatrudnił taką osobę w Ligue 1.

Znakomitym przykładem na to, że trzeba mieć sporo szczęścia, jest Henryk Kasperczak. Pod koniec swojej kariery piłkarskiej wiedział już, że zechce pracować jako trener. Przejął klub będący w poważnym kryzysie, wydźwignął go i pozostał na karuzeli trenerskiej do dziś. Sytuacja trochę podobna do tej, która jest w Polsce.

– We Francji jest jednak trochę inaczej – uważa K. Zięcik. – Obserwuję, co dzieje się w Polsce i widzę czasem, jak jedno zwolnienie powoduje efekt domina. Dochodzi bardzo szybko do wielu zmian w innych klubach. We Francji tak nie ma, respektuje się umowy kontraktowe. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA