Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Dzieci lubią misie

Data publikacji: 10 czerwca 2017 r. 23:36
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 11:43
Dzieci lubią misie
 
Rysunek dziecka, które od trzech lat mieszka w tymczasowym obozie, jest kolorowy. Nad domem wisi śmigłowiec, wypadają z niego niebieskie ładunki, a w pobliżu stoi mały człowieczek. Obrazeczek wygląda na pierwszy rzut oka naiwnie, nieporadnie, chociaż jest ładny i kolorowy. Dopiero gdy się wie, że jego autorem jest syryjskie dziecko, ta „ładność” i nieporadność nabierają przerażającej treści. Dziecko narysowało to, co w nim tkwi – obraz wojny.

Większość dzieci swoje pierwsze rysunki poświęca mamie, tacie, zwierzętom i przyrodzie. Wśród ulubionych zwierząt często pojawiają się sympatyczne misie, te pluszowe przytulaki z radosnym uśmiechem i wesołymi oczkami. Misie to ulubione zabawki, kochane, przyjazne, ciepłe. Prawie każde dziecko chce mieć takiego misia, pod prawie każdą szerokością geograficzną. Pewnie dlatego szczecinianin Roman Zańko, znany z licznych akcji społeczno-pomocowych, a także podróży autostopem w dalekie zakątki tego świata, postanowił połączyć swoją wakacyjną wyprawę do Libanu z czymś pożytecznym. Pomyślał o dzieciach poszkodowanych przez wojnę w Syrii i o tym, że one także, tak jak ich rówieśnicy z różnych krajów, muszą lubić misie.

A mają one wiele zalet. Po pierwsze, nie są ciężkie, po drugie, nie są twarde i kanciaste, po trzecie, nie są wielkie (poza wyjątkami rzecz jasna), po czwarte zaś, można je bez zbędnych ceregieli zapakować do plecaka albo worka. Przedtem trzeba je jednak zgromadzić. I tak się stało, bo uczniowie dwóch szczecińskich gimnazjów – XVIII i XX, szybko zebrali „górę misiów”. Do tej góry swoje misie dorzucili jeszcze znajomi Romana i w sumie zebrało się ich 250 sztuk. Różnokolorowe, mniejsze i trochę większe, puchate i mniej puchate, ale wszystkie sympatyczne i podarowane z serca.

Szczeciński podróżnik – który nie lubi tego określenia, bo o wiele bardziej pasuje mu… włóczęga, która jego zdaniem zdecydowanie bardziej oddaje sens jego długich wypraw do różnych krajów – zapakował misie do plecaka i dwóch dużych worków. A potem, tak jak zawsze, stanął przy trasie wylotowej z miasta, by pojechać tym razem do dalekiego Libanu. Z misiami dla dzieci.

Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 9 czerwca 2017 r.

Marek Osajda

Fot. arch.

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA