Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

(O) psie, który siedział w restauracji, czyli Anglik idzie w miasto

Data publikacji: 02 listopada 2015 r. 12:29
Ostatnia aktualizacja: 02 listopada 2015 r. 12:29
(O) psie, który siedział w restauracji, czyli Anglik idzie w miasto
 

Parafrazując słowa pewnej przebojowej piosenki: kiedy jest już ciemno Anglikowi wszystko jedno. Może wyjść na miasto w piżamie, przebrany za Smerfa, w samej bieliźnie albo odstawiony jak przysłowiowy stróż w Boże Ciało. Z psem, kotem, tchórzofretką i papugą. Nieważne czy siedział przed lustrem pięć godzin czy nie widział lustra od tygodnia. Będzie bawił się dzielnie i do samego końca, co nie jest wcale takim wyzwaniem. Z pubu wyproszą go około pierwszej w nocy, z klubu – jeśli będzie miał szczęście – doczeka zapalenia światła o trzeciej nad ranem. Grzecznie wróci do domu, może po drodze zje kebaba albo chińszczyznę. W skrytości ducha będzie jednak marzył o szalonym weekendzie w Polsce.

Ona tańczy dla niego
„Nie możesz iść w spodniach na imprezę, od razu będzie wiadomo, że jesteś z Polski” – grzmiały koleżanki, kiedy postanowiłam wynurzyć się z domu i w mieście świętować pierwsze obchodzone na obczyźnie urodziny. Rzuciłam więc w kąt ukochane jeansy i wbiłam się w kupioną specjalnie na tę okazję sukienkę. W drodze do klubu czułam się jakbym szła na wesele, a nie na sobotnią imprezę. Byłam przerażona. Ja, dziecko Hormona, przez lata całe podskakująca na parkiecie w zwykłych trampkach i t-shircie zostałam rzucona w zupełnie obcy dla mnie świat. Świat szpilek (przy moim 178 centymetrach wzrostu nie raz zadzierałam głowę), miniówek (pewnie niewiele dłuższych od bielizny typu szorty), sztucznych rzęs, sztucznych włosów i sztucznej opalenizny. Nieważne czy to wszystko jest w opakowaniu w rozmiarze 8 czy 20. Sukienka, top odsłaniający pępek i buty na platformach to absolutne must have weekendowego wyjścia, Na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyny spędzają godziny przed lustrem, by osiągnąć taki, a nie inny efekt… niestety krótkotrwały. Kilka drinków później wszystko co sztuczne spływa, odpada, odczepia się a super obcisła sukienka przy wywrotce na schodach odsłania to, co ukryć miała bielizna wyszczuplająca. Angielki piją dużo i upijają się szybko. Drinki w klubach są dość drogie dlatego młodzi ludzie preferują „beforki” w domach, na mieście potrafią bujać się na parkiecie z jednym piwem przez kilka godzin. Nic więc dziwnego, ze wielu Anglików postanawia celebrować wieczory kawalerskie czy urodziny… w Polsce! Bilety lotnicze kosztują czasem tylko 20 funtów, niewiele biorąc pod uwagę tani alkohol, piękne (naturalne!) dziewczyny i anonimowość. O weekendach w naszym kraju na Wyspach krążą legendy, a ci którzy mieli szczęście przeżyć szaloną noc w Gdańsku czy Krakowie długo ją wspominają. Podobnie jak Polacy, niestety z zupełnie różnych powodów. Doświadczenie pokazało, że nawet najporządniejsi Anglicy na wyjeździe zachowują się jak najgorsza hołota, niech wspomnę Brytyjczyków sikających do fontanny na krakowskim rynku. No cóż, polska wódka nie dla każdego…

Sto lat Angliku
Jeśli Anglik zaprasza cię na urodzinowego kielicha oznacza to, że sam będziesz musiał za niego zapłacić. W Wielkiej Brytanii nie ma zwyczaju stawiania alkoholu na imprezach, nawet jeśli jesteś jubilatem i zapraszasz gości na wspólne świętowanie. Ale nikt też nie będzie wymagał od ciebie przyniesienia nawet symbolicznego prezentu czy kupienia urodzinowego drinka dla bohatera wieczoru. Jeśli jednak zdecydujesz się kupić butelkę wina albo kwiaty możesz być pewien, że na drugi dzień obfotografowane z każdej strony pojawią się w galerii na portalach internetowych. Brytyjczycy mają niezrozumiałą dla mnie potrzebę celebrowania wręczania prezentów. W Polsce mówimy piękne dziękuję i stawiamy zamknięty prezent obok innych. Ewentualnie dyskretnie otwieramy i wyrażamy minimalny zachwyt. W Wielkiej Brytanii należy wygospodarować czas na otwieranie prezentów. Zebrani goście zmuszeni są siedzieć w milczeniu i obserwować jak obdarowany reaguje na każdy podarunek. Obdarowany z kolei zmuszony jest udawać, że wszystko niezmiernie mu się podoba. Achom i ochom nie ma końca, dodatkowo wyraźnie podkreślane jest kto co dał, i co więcej kto co na kartce (obowiązkowej!) napisał. Po czternastych życzeniach zdrowia i powodzenia od cioci Luise masz ochotę palnąć sobie w łeb. To jeszcze nic – mordęgą staje się otwieranie prezentów w trakcie Bożego Narodzenia. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

Po sąsiedzku
Kobieta i pies od czterdziestu lat na tym samym stołku barowym i facet z papugą na ramieniu? Takie rzeczy tylko w lokalnych angielskich pubach. Jeśli życie w polskich mniejszych miejscowościach skupia się wokół kościoła, apteki i sklepu spożywczego, to życie w angielskich towns toczy się w niewielkich i najczęściej niezbyt atrakcyjnie prezentujących się knajpkach. W menu lokalne piwo i kuchnia jak u mamy (smacznie, dużo i tradycyjnie), w telewizorze rozgrywki sportowe (od piłki nożnej, przez rugby do krykieta) a za barem dobrze znana twarz ulubionego barmana, który chętnie da na krechę. Zwłaszcza jeśli jesteś „swój”. Po czym swojego poznać? Kapcie, ogromniaste swetry narzucone na coś co może być piżamą, niedbała fryzura, w przypadku pań zero makijażu, w przypadku panów obłocone kalosze. Bo swój wpada kiedy chce i jak chce. Za nic ma pełne zdziwienia spojrzenia innych klientów, bo doskonale wie, że patrzeć będą tylko obcy i turyści. A on jest u siebie. Dlatego przyprowadzi swojego pupila, a że Anglicy nie są miłośnikami psów wciskanych do damskich torebek możesz spodziewać się, że w restauracji przy wejściu przywita cię szczerzący kły golden retriever. I co z tego, że gdy pada i wszędzie śmierdzi mokrą psią sierścią, masz alergię na czworonogi i przeraża cię wzrok obserwującego cię kudłacza, kiedy wcinasz swojego tłustego hamburgera. Nie możesz narzekać, możesz za to wziąć płaszcz i wyjść. Możesz też nauczyć się żyć obok psiaków w restauracjach. Dobra rada: patrz pod nogi, bo jak nadepniesz psu na ogon, nadepniesz właścicielowi na odcisk. To nie wróży niczego dobrego, wiem z doświadczenia. ©℗
Joanna Flis

 

Na zdjęciu: Anglik w pubie jest u siebie, dlatego przyprowadzi swojego psa.. albo papugę.

 

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA