Kto się spodziewał, że krytyka, która spadła na Polskę ze strony Unii Europejskiej i szeroko rzecz ujmując - świata Zachodu, obniży notowania partii rządzącej i zreflektuje jej przywódców, ten jest w błędzie.
Polaków nic tak nie jednoczy jak świadomość, że mamy zewnętrznego wroga. A jak już „wszyscy" (nawet jeśli nie wszyscy) są przeciw nam (nawet jeśli nie przeciw nam), to już w ogóle zjednoczenie pełne. Bez względu na przyczyny, intencje i cele tej krytyki.
Warto przypomnieć, że ekonomiczne restrykcje Stanów Zjednoczonych wobec Polski stanu wojennego wcale nie były w PRL - jak to się dziś na ogół przyjmuje - witane powszechnym zrozumieniem, i bynajmniej nie owocowały sympatią do USA.
Im dłużej więc i mocniej będzie Bruksela wywierać presję na rząd PiS, tym szybciej poparcie dla tej partii i prezydenta - tracone przez nich dotąd - będzie rosło.
Ciekawe, w jaki sposób zakwitnie, kiedy już tak urośnie, no i jakie wyda owoce.
*
Kto pamięta hasła epoki Gierka, ten wie, że jednym z najważniejszych było: „Naród z Partią!". Powrót dziś tamtego „Narodu" jako „Suwerena" - na którego PiS się wciąż powołuje - jest więc pomysłem niezbyt nowym.
Ale wygląda na to, że wielu pasuje jak znalazł. Do rzeczywistości też. Warto więc przypomnieć, że hasło to doczekało się jednak z czasem wersji ulicznej: „Naród z Partią... się rozliczy!"
*
Mówił kiedyś Winston Churchill, że dla Polaków można zrobić wiele, ale razem z nimi - nic. Oczywiście, kontekst tej wypowiedzi - historyczny już - był dość szeroki, a jej teza - trochę zbyt obszerna oraz dyskusyjna.
Ale czyż nie da się jej przenieść i na dzisiejszy polski sprzeciw wobec zainteresowania świata „naszymi sprawami"? Kiedy to mówimy światu: a weź się, świecie... zajmij się: emigracją, muzułmańskim terroryzmem, kryzysem Unii... Mówisz, świecie, że robisz to dla nas, by nam było lepiej? A nam jest lepiej, nawet gdy nam jest gorzej, byle na własny rachunek.
*
Rzecz w tym, że to (wciąż jeszcze) rachunek wspólny, unijny.
Jeśli się PiS uda przekonać Polaków, że Unii wcale nie chodzi o naszą demokrację, przeciwnie: ma ona wobec nas złe zamiary - nawet po latach, które dały Polsce żywe i liczne dowody, jak korzystnie jest w Unii być - będzie to jego wielkim sukcesem.
Problem w tym, czy będzie to sukces Polski.
*
Przy wszystkich oczywistych różnicach między dzisiejszą Polską i Rosją - i zdecydowanej przesadzie sugerowanych podobieństw działań Jarosława Kaczyńskiego i Władimira Putina - jedno podobieństwo jest rzeczywiste i duże. Oto właśnie notowania Putina u jego rodaków - chwiejące się już i lecące w dół - natychmiast wzrosły, gdy świat objął Rosję restrykcjami gospodarczymi i politycznymi.
Tak że, gdy świat chce Rosji pomóc, Rosja mówi - paszoł, świecie. I darzy swą władzę coraz większą miłością. A siebie samą, przy okazji, też.
*
W Policach chcą pomnika marszałka Piłsudskiego na kasztance. Patriotyczno-symboliczne wzmożenie policzan będzie jeszcze w tej mierze monitorowane, więc nie wiadomo, czy pomnik rzeczywiście powstanie. Ale konny marszałek - najwyraźniej wysunięty na rubież przeciw marszałkowi Koniewowi - jako wyraz miłości do Ojczyzny - choć na „kresach zachodnich" akurat, o których Ziuk ani myślał (od tego był Dmowski) - to już kwintesencja.
A może by tak, zamiast Marszałka na Kasztance, wznieść w Policach monument Prezesa na Kocie?
Już w filmie „Sami swoi" Pawlak proroczo się czegoś takiego spodziewał.
*
Bartłomiej Czech-Kosiński, obrońca Marka Majchra, oskarżonego o usiłowanie dokonania zamachu poprzez rzuceniem krzesłem w prezydenta Komorowskiego, domaga się przesłuchania go jako świadka. Ponieważ, jak twierdzi, „pan prezydent Komorowski jako pokrzywdzony powinien był widzieć zamach skierowany przeciw niemu. Chcemy więc dowiedzieć, czy on widział to krzesło".
Cała sprawa jest trochę dęta, bo M. Majcher, przebywający w zakładzie psychiatrycznym, miał już wcześniej liczne problemy z rzeczywistością, ale linia postępowania obrońcy i tak zaskakuje inwencją. Żądać od tego, w kogo wymierzony był zamach, by się przyznał, czy widział, kto i czym się zamachnął (w tym wypadku dosłownie, bo oskarżony zamachnął się krzesłem) i uzależniać od tego, czy zamach był, czy go nie było, to oryginalny wkład w prawo karne.
Gdyby tak np. prezydent Kennedy przeżył zamach na siebie - a miałby przeciw sobie takiego obrońcę jak pan Czech-Kosiński - musiałby jako świadek zeznawać, czy widział lufę, z której do niego strzelono. Bo przecież „jako pokrzywdzony powinien widzieć".
*
Wojciech Sumliński, dziennikarz, autor książki „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego", pisuje też kryminalne powieści. Tyle że czyni to - co od pewnego czasu wytykają mu rozbawieni internauci - przepisując całe sceny, akapity i zdania z klasyków gatunku. Zaczęło się od odnajdywania w nich dosłownych plagiatów z Alistera MacLeana, ostatnio sypnęło innymi nazwiskami, m.in.: Chandlera, Larssona, ale też Steinbecka i Coelho... Niebezpieczne związki Sumlińskiego z Chandlerem przyjdzie więc chyba uznać za jego „Wielki Sen" o sławie pisarskiej, której powinien dziś rzucić: „‚Żegnaj, laleczko!", natomiast jego niebezpieczne związki z Coelho - choć mogłyby nasunąć komuś pomysł, by nadać mu miano „Alchemika" - kończą się najwyraźniej puentą: „Na brzegu rzeki siadłem i płakałem".
*
Adam Małysz, komentując w Eurosporcie skoki narciarskie jednego z mistrzów: „Jeśli wodza jego fantazji popuści...". No właśnie. Aż strach się bać, że popuści. Taka fantazja. Wodza.
Miało być pewnie, że skoczek puści wodze swej fantazji. Ale fantazja komentatora poniosła, zrywając wodze i język.
Artur Daniel Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".