Prezydencki projekt referendum w sprawie konstytucji wzbudził moc zachwytów. Suweren wprost prześcigał się w komentarzach i podpowiedziach pytań kolejnych. I tylko „Wiadomości" TVP w swym głównym wydaniu - w dniu ogłoszenia Piętnastu Pytań (w nawiązaniu zapewne do Dziesięciu Przykazań) - nie zabrały w ich sprawie głosu.
A jak nie ma „Wiadomości" dla Prezydenta, to znaczy, że jest dla Prezydenta wiadomość. I wiadomo raczej, od kogo.
*
Zachowanie marszałka Kuchcińskiego bywa przedmiotem coraz częstszych analiz. Nie tylko politycznych. Były premier Marcinkiewicz rzekł na przykład, że Marek Kuchciński to był kiedyś dobry człowiek, więc on się martwi, jak ten dobry człowiek poradzi sobie ze swoim sumieniem, kiedy już nie będzie marszałkiem. „Nie będzie mógł zasnąć”, domyśla się z troską Marcinkiewicz. Faktycznie, jest problem.
Bo może nie wystarczyć postawienie mu przed łóżkiem kotary, a nawet postawienie przed nią ochroniarzy. Chyba, żeby mu na znak szacunku pozwolono wziąć do łóżka laskę. Marszałkowską oczywiście.
*
Historia pamięta różne sejmy. Sejm niemy, Sejm Wielki, sejm nieustający, kontraktowy… Wygląda na to, że zapamięta jeszcze jeden. Sejm kotarowy.
Na razie mój program komputera podkreśla mi „kotarowy” jako błąd, ale się przyuczy. Bo przyjdzie czas, że o sejmie kotarowym uczyć będą w szkole.
Ciekawe skądinąd, jak?
*
- Kowalski! Do tablicy! Powiedz no mi, jak nazywał się marszałek sejmu kotarowego?
- Nie wiem, pani profesor.
- Jak możesz tego nie wiedzieć?!
- Wiedziałem, ale zapomniałem.
Ech, marzenia…
*
Marek Kuchciński, z zawodu polityk (jak podaje w ankietach) z wykształcenia: technik ogrodnictwa.
Historia zna marszałków polnych (tj. feldmarszałków). Przyszedł czas na ogrodowych?
*
Zastanawia swoją drogą, że partia rządząca robi to sobie sama, na własne życzenie. Bez potrzeby i na swą szkodę. Oto brak charakteru i zwykłego wyczucia u jednego człowieka rzutuje nie tylko na jego własny wizerunek, ale i wizerunek jego formacji.
Wiem, czasu minęło sporo, są „nowe newsy", ale zasłanianie protestu niepełnosprawnych kotarą, odgradzanie się kotarą (żeby było zabawniej - za napisem „500 lat polskiego parlamentaryzmu”) od dziennikarzy i innych niemile widzianych, ucinanie sejmowych dyskusji i spacery pod ochroną licznej straży, to symbole tak wyraziste i kompromitujące w szerszym wymiarze, że mógłby je wymyślić dla PiS tylko jego wróg.
A tu się okazuje, że i buława marszałka służyć może do rozwalania własnego obozu.
*
Senatorem sprawozdawcą podczas debaty nad obniżeniem pensji senatorom był senator Słoń. Na pytania opozycji, ale i niezadowolonych we własnym obozie odpowiadał, jak mógł i umiał: Nie jestem upoważniony do odpowiedzi, nie mam na ten temat wiedzy, itd., itp.
Cała debata pokazała zresztą, że pensje parlamentarzystów, stając się jednym z głównych tematów narodowej refleksji, nawiązały do tradycji. W XIX wieku popularna było wszak powiedzonko, wykpiwające nasze obsesje: „Słoń a sprawa polska”. Upowszechnił je potem Żeromski w „Przedwiośniu”. A teraz utrwalił senator, też zresztą ze świętokrzyskiego.
*
Sprawa posła Pięty (mianowanego przeze mnie tydzień temu - przyznaję: przedwcześnie! - senatorem) w nie traci na medialnej i politycznej popularności.
Wiemy więc już, że Izabela Pek, obiekt romantycznych uniesień posła Pięty, w życiu przed Piętą pracowała jako modelka erotyczna o pseudonimie „Czarna Pantera”.
Jak to było w tym nieobyczajnym dowcipie o damie, która używa tego pseudo w relacjach z różnymi panami?
Dlaczego Pantera? Dlatego, że pan tera, a pan potem.
„Tera” z posłem jest niewesoło, ale zobaczymy, co będzie potem.
*
Właśnie „otwarło swe podwoje dla pierwszych gości (…) pierwsze w kraju i na świecie Muzeum Polskiej Wódki” ” (cytat ze strony w sieci). Miejsce akcji? Rewitalizowane Centrum Praskie „Koneser” w Warszawie. Cytuję dalej: „Trwającą około godziny wycieczkę przez kilka wieków polskiego trunku rozpoczyna pokaz filmowy, a nowoczesne instalacje multimedialne doskonale komponują się z historycznymi wnętrzami”.
Wycieczka trochę krótka, jak na wieki tradycji i wnętrza koneserów, ale rozumiem, że nie będzie to bieg na setkę. Doskonale skądinąd komponujący się ze śledzikiem.
*
Ja sobie żartuję, a pan Szumowski, Prezes Zarządu Fundacji Polska Wódka, bynajmniej: „Każdy Polak powinien znać historię swego narodowego trunku i być z niego dumny”.
Bez obaw! Polak jest dumny, bo zna i lubi! Historię oczywiście.
*
Gdyby ktoś się jednak obawiał, że Muzeum Polskiej Wódki poprzestaje na historii i teorii, spieszę go uspokoić. W ramach zwiedzania muzeum przewidziane są „warsztaty edukacyjne”. Podczas których zwiedzający będą mogli poznać „różnice w smakach i aromatach” narodowego trunku.
I proszę, koniec z ponurą wersją aromatyczno-smakowej refleksji: „I co, synku, niedobre? A tatuś musi!" Koniec z anytpolską polityką wstydu i na tym polu. Zboża i ziemniaków.
*
A gdyby zajęcia warsztatowe nie zaspokoiły wiedzy zwiedzających, dyrekcja informuje, że „w zabytkowym budynku znajduje się również Bar Akademii Wódki”, zaś „na trzecim i czwartym piętrze elegancki bar „3/4”, w którym będzie można skosztować wyjątkowych koktajli na bazie Polskiej Wódki (…) ponadto w budynku znajduje się czynne całą dobę Bistro WuWu”.
Czyżby ta ostatnia nazwa miała być jakże dowcipnym żartem z dykcji tych zwiedzających, co przeszli już przez wszystkie muzealne sale i bary, aby w Bistro WuWu zażądać jeszcze jednej Wó… Wó… Wódeczki.
*
Ale puenta jest najsmaczniejsza: „Na deser będzie się można wybrać do Pijalni Czekolady E. Wedel zlokalizowanej tuż obok lobby Muzeum.
Ładne mi lobby. Czy aby nie za słodkie dla zmęczonych zwiedzaniem?
Choć rozumiem. Już Juliusz Słowacki pisał o Polsce: „Pawiem narodów byłaś…”. A jako że to on pierwszy puścił pawia w narodowym i literackim kontekście, proponuję, by ów cytat z wieszcza umieścić nad muzealną bramą.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".