Zdanie na początek. Wszystko, co poniżej, zebrałem w odpryskach i zapisałem przed aferą sędziego Piebiaka. Tak że właściwie powinienem to wyrzucić do kosza, a na ten tydzień skupić się wyłącznie na ministerstwie Trolli.
Doszedłem jednak do wniosku, że w ten sposób i tak nie dogonię naszej rzeczywistości, a moje zapiski zmienią się w serwis informacyjny „Aftery’24 h”.
Pozostaję więc przy narracji kronikarza. Licząc na to, że przynajmniej niektóre wydarzenia, które tu odnotowuję, dogonią swój czas, nasz czas. A i on je dogodni. I przytrzyma. Mocno. Za kark.
* * *
Świat na krawędzi, kryzys ekologiczny, ogień wojny nie gaśnie, na ulice miast w wielu krajach wychodzą setki tysięcy ludzi, których brutalnie pacyfikuje policja… A u nas? Tematami dnia są masturbacja w przedszkolu i „tęczowa zaraza”, która nie daje spać hierarchom kościelnym i partyjnym.
Choć w błogi sen zapadali, gdy głośna stała się sprawa pedofilii w kościele. A jak się już obudzili, to ją zamietli. Nie tylko pod dywan, ale i pod sutannę.
* * *
Epidemia samobójstw w więzieniach. Wirus dopada zwłaszcza tych osadzonych, którzy zeznawali lub mieli zeznawać w sprawach niewyjaśnionych afer. Odpowiedzialny minister milczy. Podległa mu prokuratura robi niewiele, by wyjaśnić przyczyny wirusa, za to robi wiele, by wyjaśnić się ich nie udało.
To może uaktywnią się chociaż językoznawcy, i wymyślą dla tej nowej polskiej epidemii jakąś osobną nazwę? Ostatnio – dzięki staraniom antyszczepionkowców – wróciła do nas Odra. Idąc za tym przykładem dla epidemii samobójstw w rodzimych więzieniach proponuję nazwę Wisła.
Rozsławi nas na całym świecie!
* * *
Odpowiedzialny za więziennictwo minister, czyli Ziobro, dziesięć lat był posłem opozycji. I już po pierwszym i jedynym wtedy samobójstwie w więzieniu (samobójca też był świadkiem w ważnej sprawie) domagał się dymisji ówczesnego ministra. Odwołując się do jego honoru.
Odpowiedzialny i honorowy minister Ćwiąkalski podał się do dymisji.
Halo! Panie ministrze Ziobro! Gdzie pan jest? I co z pańskim honorem? Może pomylił go pan z humorem? Oczywiście czarnym.
* * *
Traf chciał, że obaj wymienieni wyżej mają na imię Zbigniew. Tak się jednak składa, że o ile jeden ma rzeczywiście Zbigniew na imię, to drugi chyba raczej Zbyszek. Który z nich jest który? No, cóż…
Czasem zresztą bywa tak, że niewinne imiona i ich zdrobnienia kryją w sobie większy mrok niż te w wersji pełnej, poważnej. Ot, choćby Kuba Rozpruwacz (nie Jakub) albo Freddie Kruger (nie Frederick czy Alfred).
* * *
Urząd Ochrony Danych Osobowych dzielnie walczy o nieujawnianie nazwisk tych dzielnych sędziów, którzy poparli kandydatów do nowego KRS.
Ja bym na miejscu UODO w obronie osób publicznych narażonych na hejt poszedł dalej i zakazał ujawniania nazwisk każdego z ważnych polityków obozu władzy, a więc marszałka sejmu i senatu, premiera i ministrów.
* * *
Zapyta ktoś, a co by się wtedy stało z miłością, którą suweren żywi od dłuższego już czasu do owych postaci? Na kogo by ją przelał, gdyby nie wiedział, jak się owi bohaterowie naszego życia politycznego zwą?
Jest rozwiązanie. Ujawnione by mogło być tylko jedno imię i nazwisko: Jarosław Kaczyński. Zbawca Narodu zasługuje na to, by wziąć na swoje barki wielki bagaż miłości Narodu ku rządzącym.
* * *
Beata Szydło znów miała wypadek. Tym razem za kierownicą siedziała sama. Ludzie, ratujcie obóz władzy! Niech już sobie nasi najważniejsi politycy zamiast jeździć, polatają do woli! Niech lecą choćby na zakupy, a nawet na picnic.
* * *
To zresztą takie miłe, że PiS nie urządzał latem wieców poparcia, a jedynie pikniki. Można było coś przekąsić, muzyki ludowej posłuchać i na panie w strojach regionalnych popatrzeć, czasem nawet na Prezesa w strażackim hełmie…
A że ludowe słowo „piknik” – więc i związana z nim tradycja – to zapożyczenie z angielskiego „picnic”?
To nic. Że pic.
Pora, by i tu wsparli rząd językoznawcy. Mogliby przecież wprowadzić do słownika polskiego języka słowo PiS-nic.
* * *
Sam Prezes dał ku temu podstawy w Stalowej Woli. Zacytuję tylko fragment, za to w całości, bo i Prezes poszedł na całość.
„Są dzisiaj w naszym kraju tacy, którzy chcą się wedrzeć do naszych domów, do naszych rodzin, do naszych szkół, jednym słowem do naszego życia. Oni chcą nam odebrać nasze świętości i nasze prawa. Atakują nasze rodziny i Kościół. Chcą, żeby zwykłe pójście do kościoła stało się problemem!”.
Stalowa Wola Prezesa zalśniła w tych słowach prawie tak, jak w swoim czasie Kadzidło, w którym przebywał, uniosło się nad wygłoszonym tam przezeń przemówieniem w sprawie (obietnicy) dopłaty do krów i świń.
* * *
Ale już o Zbuczynie, w którym też pis-nic się z udziałem Prezesa odbył, wspominać w tym kontekście niewygodnie.
Nazwa jakoś brzydko się kojarzy i nieładnie trąci… Zbuki to wszak nie tylko jaja (a Prezes nigdy sobie jaj nie robi, chyba że w domu – gdzie tworzy rodzinę z kotem – w domu, do którego chcą mu się wedrzeć). Zbuki to jaja zgniłe.
* * *
Mówiąc jednak poważnie.
Przemówienie ze Stalowej Woli to przykład wyjątkowo paskudnej mowy złej. Mowy nienawiści mocniejszej niż sieciowy hejt, bo używanej przez – co zrobić – pierwszą osobę w państwie. Znów – jak to u Jarosława Kaczyńskiego – pojawiają się ONI, którzy chcą nam (Prawdziwym Polakom) coś odebrać. Ale tym razem są to już Oni wyjątkowo potworni! Do kościoła nawet chodzić zabronią!
Czy są jakieś granice, które mogłyby choć trochę ograniczyć język tego polityka? Raczej nie. Prezes jest nieograniczony. I zawsze może wystąpić „bez żadnego trybu”. Póki nie przemielą go tryby historii.
* * *
Kończę te zapiski tak poważnie, że aż ponuro. Ale muszę przyznać, że gdy piszę o bieżącej polityce, śmiech coraz częściej zamiera mi na ustach.
Oglądam często „Lożę prasową” na TVN 24. Program, w którym dyskutują ze sobą dziennikarze – reprezentujący różne media i poglądy. W „Loży” z 18 sierpnia znów poruszono wiele trudnych i przykrych spraw naszego życia publicznego i politycznego. A nastrój w studio był szampański. Zaproszeni komentatorzy przerzucali się dowcipami, śmiech rozbrzmiewał głośno i wesoło, i ogólnym też śmiechem zakończono cały program.
Nie prześmiejmy czasu, w którym żyjemy. Bo przyjdzie nam zacytować Gogola: „Z kogo się śmiejecie?! Z samych siebie się śmiejecie!”.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".