Ogłosiłem w domu referendum. Dotyczyło wolności. Głównie kociej. Bo kotka, imieniem T. (dokładnych danych osobowych nie ujawniam, zgodnie z prawem do prywatności) to jedna trzecia - czyli ważna część - naszej społeczności domowej, i postanowiłem się liczyć z jej obywatelskim głosem.
Pytania były trzy.
Pierwsze: „Czy swoje potrzeby fizjologiczne powinien kot załatwiać tak jak bywało dotąd, w miejscu do tego przeznaczonym, czyli kuwecie, czy - zważywszy na podeszły wiek kota - jesteś za innymi rozwiązaniami tej kwestii?”. Drugie: „Czy kocie żarcie, dostępne w naszym domu, powinno być wysokiej jakości karmą dla kotów czy można by czasem poprzestać na kocim żywieniu tradycyjnym (mleko, parówki, ryba, resztki z obiadu)?”. Trzecie: „Czy w sytuacji, gdy dochodzi do nierozstrzygalnych sporów pomiędzy panem a kotem, należy przyjąć stałą zasadę, że rację ma zawsze kot?” .
***
Muszę przyznać, że na wysoką frekwencję nie liczyłem. Szczególnie, że moja kotka w ciągu dnia na ogół śpi. Natomiast w nocy śpi również. Poza tym - jak wiadomo - kot to zwierze niezbyt uspołecznione.
Mimo to byłem zawiedziony. Bo frekwencja okazała się jeszcze niższa niż przewidywałem. Kotka T. nie wzięła w referendum udziału manifestacyjnie, choć to przecież w jej interesie było. Z tym się jednak liczyłem. Ci, dla których organizuje się referenda, wypinają się na nie najbardziej. Ale i moja żona uznała referendum za głupie. I też nie wzięła w nim udziału.
Tak że choć sam obywatelski obowiązek wypełniłem (odpowiadając: raz TAK, dwa razy NIE), musiałem uznać referendum za nieważne.
***
Na życie domowe nie wpłynęło to jednak w żaden sposób. Kotce T. w dalszym ciągu zdarza się zrobić kupę poza kuwetą; poza tym nie życzy sobie innego jedzenia niż kocia karma (rzecz jasna, najdroższa), za to w kwestiach spornych nie ma ze mną wiele do gadania.
***
PiS skarży na PO, że wydało na referendum 100 milionów złotych, co jest marnotrawstwem społecznych pieniędzy. Ale te złotówki nie całkiem poszły w błoto. Bo przy jego okazji sporo się dowiedzieliśmy. O sobie też.
Natomiast na riposty, że referendum planowane przez prezydenta Dudę też by poszły spore kwoty, PiS rzecze, że być może, ale to przecież Komorowski zaczął.
Przy awanturach w piaskownicy taki argument także jest uważany za kluczowy.
***
Skądinąd zgoda, 100 milionów to sporo. Za 100 baniek można by prezesowi Kaczyńskiemu fundować państwową ochronę przez całe sto lat (bo idzie na nią milion rocznie). No a wiek takiej ochrony to przecież coś! Bo będą pewnie prześladować i po śmierci. Choć Forum Europejskie chyba nie.
***
Swoją drogą, prezes Kaczyński osiągnął mistrzostwo w jednej, ale jakże ważnej kategorii politycznej: bycia, a zarazem niebycia. Skutecznego!
Nie ma na świecie polityka tej rangi w swoim kraju, który by za rzecz oczywistą uważał, że sam na żadne pytania nie odpowiada (a jeśli już, to tylko tym, którym chce i kiedy chce), daje głos wyłącznie przez swoich rzeczników, w publicznych debatach osobiście nie uczestniczy z zasady, a równocześnie nikt mu z tego powodu nie czyni zarzutów. Ba, wielu uważa takie zachowanie za przysługujące mu z natury.
***
Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Błaszczak, komentując ciche (w przeciwieństwie do PO) decyzje swej partii w kwestii list wyborczych, rzekł, że decyzje w tej sprawie „podjęto jednomyślnie”.
Czyżby chodziło o to, że jeden myślał, a reszta się z nim zgodziła?
***
Kiedy na placu boju o fotel premiera (przyszły) stanęły na przeciw siebie Ewa Kopacz i Beata Szydło opublikowałem na łamach „Kuriera” komentarz, wyrażający nadzieję, że może wreszcie panie - z natury delikatniejsze - ułagodzą nasze bitewne obyczaje w polityce.
Kilka miesięcy po wyrażeniu tej opinii, nie jestem już tak tego pewien.
***
Świat się zmienia. Polsat Sport reklamujący kolejną Polish Boxing Night (już wkrótce!) zachęca szczególnie do oglądania walki między dwiema Ewami - Piątkowską i Brudnicką. Była miss Polonia, też Ewa (Wachowicz) - ostatnio znana głównie z tego, że gotuje w telewizji (tak na marginesie: chyba już mało kto w telewizji nie gotuje) - mówi w tejże reklamie, że kobiety są „odporniejsze na ból” i w przeciwieństwie do mężczyzn „walczą do końca”, więc walka będzie super.
Jasne, nie ma nic piękniejszego niż damskie oblicze po przyjęciu paru soczystych ciosów: rozmazany tusz do rzęs i puder, a z nimi cały makijaż, tak pięknie harmonizują z sińcami i krwią.
***
Pytałem niedawno kolegę, kiedyś wysoko postawionego działacza PO, dziś - poza polityką, komu kibicuje w starciu Kopacz vs. Szydło?
Spojrzał na mnie chmurnie i rzekł z niespodziewaną pasją: - Mówiąc szczerze, mam już serdecznie dość obu tych bab!
Coś w tym jest, i to coś, to nie koniecznie polityka.
***
Przewodniczący „Solidarności" Piotr Duda w odpowiedzi na artykuł, który poświęcił mu „Newsweek" napisał, że był to przykład „dziennikarskiej nekrofilii".
Nie chcę wnikać w meritum sporu między tygodnikiem a przewodniczącym, ale powyższe słowa mnie zastanowiły. Przecież nekrofilia to współżycie z trupem. Czyżby Piotr Duda sugerował, że jest trupem (politycznym, rzecz jasna)? Co do reszty porównania nie śmiem się już w ogóle niczego domyślać.
***
Wciąż się potykam o mylące tytuły prasowe oraz informacje, które brzmią w druku dwuznacznie.
W jednej ze szczecińskim gazet w dziale ogłoszeń znalazłem: „samochód kup”. I nie od razu się zorientowałem, że nikt tu nie oferuje cysterny z nawozem, a po prostu auto do sprzedaży. W tejże gazecie - w dziale: towarzyskie - „Romantyczne Ustka”. Już chciałem się gorszyć, że ktoś ma na bakier z gramatyką, bo powinno być - w zdrobnieniu - usteczka (romantyczne), ale mnie olśniło, że to miejscowość Ustka ma takie Romantyczne (panie) do usług. Rozważne pewnie też ma, ale się nie ogłaszają.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".