Razem obronimy Polskę – obiecuje Grzegorz Schetyna uśmiechnięty na billboardach… Zastanawiam się, jak bardzo pijarowcy PO muszą być uzależnieni – nie służbowo, ale mentalnie – od swego szefa, że przyjęli taki projekt obywatelskiej w założeniu kampanii. Przecież trudno by wymyślić głupszy, co więcej – bardziej szkodliwy dla PO – pijarowski zagryw.
Pominę już nawet to, że lider Platformy nie ma zbyt wiarygodnego uśmiechu – jak na obrońcę czegokolwiek. No cóż, ma, jaki ma. Ale przecież z tej przypadłości można by zrobić atut – to uśmiech napastnika, a kto atakuje, może być zwycięzcą.
Gorzej, że w haśle billboardu pojawia się słowo „razem”, a nie pojawia się nikt inny oprócz Schetyny.
* * *
Rozumiem oczywiście, że hasło wyraża nadzieję, iż to my – wszyscy inni obrońcy demokracji – pójdziemy razem ze Schetyną i PO.
Ale co innego rozumieć, a co innego podlegać emocjom. A billboardy tego rodzaju odwołują się przecież do emocji wynikłych z pierwszego wrażania. W tym zaś przypadku pierwsze wrażenie jest takie, że Schetyna chce nam się ukazać jako Wódz.
W przypadku partii takich jak PO, która jednym ze swych zarzutów wobec partii władzy uczyniła to, że PiS rządzi niepodzielnie Wódz Jarosław Kaczyński – wymachiwanie sztandarem z własnym Wodzem jest błędem zdumiewającym.
Zwłaszcza gdy nie wydaję się, iżby to był wódz dzierżący buławę z tytułu rzeczywistych zwycięstw oraz swej charyzmy, a raczej przywódca, który swą pozycję zawdzięcza wojenkom kuluarowym i bezlitosnym rozprawom z wewnętrzną opozycją.
* * *
Komentatorzy Polsatu Sport uparli się, by błędy, które w siatkówce przyczyniają się do utraty punktu przez drużynę, która je popełniła, nazywać błędami własnymi. O idiotyzmie tego określania pisałem nieraz. Przecież mówienie: „straciliśmy punkt po błędzie własnym” nie ma sensu. Nie możemy wszak punktu stracić po błędzie cudzym.
Wystarczyłoby więc w takich przypadkach – a w siatkówce takich przypadków jest mnóstwo – rzec po prostu, że straciliśmy ów punkt (punkty) po błędzie.
Owszem, rozumiem, że sprawozdawcy chcą podkreślić, iż chodzi im o taki błąd, który popełniony został bez – że tak to ujmę – współudziału rywala. Ale nie jest przecież trudno tę myśl wyrazić inaczej – i poprawnie. Jak robią to np. komentatorzy tenisa, którzy używają w takich razach określenia: „błąd niewymuszony”. W domyśle: przez przeciwnika.
Takim właśnie błędem – nie własnym, bo to oczywiste, ale – niewymuszonym – trzeba by nazwać najnowszą kampanię Schetyny.
* * *
A propos Schetyny i uśmiechów politycznych.
Brzydkie rzeczy z uśmiechem – wyrazem uczuć przyjaznych przecież – politycy PiS robią już od dawna.
To co z nim zrobił Antoni Macierewicz, to w ogóle mistrzostwo galaktyki, więc porównywanie go – na przykład – do uśmiechu krokodyla, który oszalał, zbyt długo zalegając na bagnach – byłoby nie dość mocne. A uśmiech Beaty Kempy? Przylepiony do jej ust jak guma do żucia przyklejona do siedzenia w tramwaju – sztywny, nie do usunięcia i dawno wyprany ze słodyczy i świeżości. A uśmiech Jacka Sasina, ten nerwowy uśmieszek szóstoklasisty złapanego przez panią nauczycielkę na pluciu ryżem przez rurkę? A uśmiech Zbigniewa Ziobry? Zimny niczym drań, którego minister miałby ochotę za chwilę rozstrzelać, ale woli tę przyjemność odłożyć na później.
Coście zrobili z uśmiechem, panie i panowie politycy!? Już się człowiek sam uśmiechnąć boi, aby nie wypaść przed innymi jak Schetyna czy Macierewicz.
* * *
Nie przepadam też, przyznaję, za uśmiechami premier Beaty Szydło. Przynajmniej za niektórymi. Choćby tymi, które posyłała jakiś czas temu w Brukseli „obrońcom polskiej suwerenności” – wywodzącym się z partii, które Unię Europejską uważają za potwora i wroga narodowej wolności.
Fałszywe to były uśmiechy. A jeśli szczere, to tym gorzej.
* * *
Najlepiej wyglądają uśmiechy sportowców. Uśmiechnięci Stephan Antiga i jego chłopcy – właśnie jak chłopcy, którzy dostali zasłużony i długo oczekiwany prezent – po meczu z Wenezuelą, który ich wyjazd do Rio przypieczętował. To były uśmiechy prawdziwie uśmiechnięte, roześmiane pięknie. Uśmiechnięty Talant Dujszebajew i jego Vive po niesłychanym triumfie w Lidze Mistrzów piłki ręcznej! To były uśmiechy wspaniałe i najszczersze.
Dużo gorzej wyglądają uśmiechy sportowców w reklamach. Robert Lewandowski uśmiecha się ostatnio w tylu, że aż śmieszno i smutno, że wciąż, biedak, musi.
Życzę mu, i całej naszej drużynie, by na Euro 2016 miał okazję do wielu uśmiechów naprawdę roześmianych i – jak błąd – niewymuszonych. Bo przecież potem – również dzięki temu, że na Euro miał do nich okazję – będzie mógł się uśmiechać z jeszcze korzystniejszych dla siebie reklam.
* * *
Broszki premier Szydło, noszone przez panią premier niczym ordery, tak już się wpiły w klapy jej żakietów, że wypiąć ich stamtąd nie może. Choćby dlatego że wielu sobie z tych broszek żartuje, a przecież – zgodnie z deklaracjami prezesa Kaczyńskiego – w PiS nie lubią słowa „kapitulacja”. Wypięcie broszki przez panią premier ona sama uznać więc pewnie by musiała za „wywieszenie białej flagi” (inne słowa z narracji PiS).
Na szczęście dwie broszki – zdarzyło się – przypięła tylko raz (chyba).
Skądinąd rozumiem trochę i tych, którzy mogliby tu zapytać, co lepsze: czy dwie broszki w klapach premier Szydło, czy dwa kolczyki w uchu dowodzącego KOD-em Mateusza Kijowskiego?
* * *
Adam Hofman, kiedyś PiS, główny bohater „afery madryckiej” – dziś szara eminencja wspierająca tę partię – został wiceprezesem ZPRP, czyli Związku Polskiej Piłki Ręcznej. Powinno być: PZPR – czyli Polski Związek Piłki Ręcznej – zgodnie z zasadą, według której stworzono nazwę PZPN – ale jakoś, kiedyś, ten PZPR nie przypasował komuś. Ciekawe dlaczego.
Wiceprezesura Hofmana ma za to swój związek – ze spółkami Skarbu Państwa. No cóż, taki wiceprezes to dla związku skarb.
* * *
Ryszard Czarnecki – europoseł PiS, w przeszłości członek paru innych partii – kandydował w swoim czasie na prezesa PZPN. Widać tendencja sportowa w PiS-ie jest. Czarneckiemu się jednak nie udało.
A jakby tak prezes najważniejszy, Jarosław Kaczyński, został jakimś prezesem sportowego związku? Na przykład koszykówki! ©℗
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".