Opinię społeczną rozpaliła informacja dotycząca zmiany 4-latkowi drugiego imienia z Olgierd na Yoda, jego rodzice są bowiem wielbicielami „Gwiezdnych wojen”. Urzędnik stanu cywilnego miał w tej kwestii wątpliwości, zwrócił się więc do Rady Języka Polskiego z prośbą o opinię, bo opiniowanie imion należy do statutowych zadań Rady. Odpowiedź brzmiała tak:
„Yoda to postać fikcyjna - bohater filmu „Gwiezdne wojny”. Można sądzić, że ma to być współczesna (ponowoczesna) forma imienia życzącego - niewysoka (mierząca ok. 100 cm wzrostu) zielonoskóra istota o imieniu Yoda jest mądra i potężna. Trudno przewidzieć, czy skojarzenie z istotą o zielonej skórze przyniesie krzywdę dziecku, które będzie nosiło jej imię. Jeśli chodzi o formę imienia i jego zgodność z zasadami polszczyzny, to należy odpowiedzieć, że nie jest to imię występujące w języku polskim oraz że jego forma jest nietypowa dla naszego języka, gdyż występuje rozbieżność między wymową a pisownią (litera „y” jest wymawiana jako [j])”. Ostatecznie urząd zmienił dziecku imię na Yoda, co szczęśliwy ojciec skwitował gratulacjami dla kierownika USC „za odwagę i bycie na czasie”.
Prawdopodobnie cała korespondencja przeszłaby bez echa, bo to nie pierwszy przykład wymiany opinii między Radą a urzędem w kwestii kontrowersyjnych imion, które rodzice chcą nadać swoim dzieciom. Wystarczy wymienić propozycje w listach do Rady tylko z ostatniego półrocza: Lina, Bas, Bolebor, Maladeta, Melisa, Aria, Aida itp. Jednak fakt, że Yodą nazwał swego synka znany dziennikarz, okazał się dla wielu autorów tekstów medialnych niezwykle atrakcyjny, więc aż 8 portali podchwyciło temat w tonie – rzecz jasna - sensacji. Padły sformułowania o „walce ojca z urzędnikami”, o „bitwie z językoznawcami”, o „batalii z Radą Języka Polskiego”, o „negatywnie nastawionej Radzie”, o tym, że językoznawcy „nie byli imieniem zachwyceni” i tym podobne wnioski, które ponoć wynikają z odpowiedzi Rady na pytanie zadane przez kierownika Urzędu Stanu Cywilnego.
Rzecz jednak w tym, że żaden, absolutnie żaden autor do opinii Rady się nie odwołał! Źródłem dla pierwszego artykułu był wpis uszczęśliwionego tatusia na Facebooku, ale już następny artykuł był oparty na tekście poprzednim, a każdy kolejny autor podsycał atmosferę konfliktu. Według niektórych „dziennikarzy” (cudzysłów w tym wypadku uzasadniony) w odpowiedzi Rady mowa jest o „konieczności wskazywania imienia na płeć dziecka” i że „imiona mają być wyznacznikiem narodowości i kultury narodowej ich posiadaczy”. Ja tych treści w opinii Rady nie znalazłam, ale pewnie nie umiem czytać (w cudzych myślach).
Problem jest jednak głębszy, bo nie dotyczy tylko niecodziennego pomysłu rodziców chłopczyka. Chodzi o nierzetelność „dziennikarzy” i ich skłonność do podbarwiania i „pompowania” przekazu. Odbiorcy, czyli my, dowiadujemy się o świecie tego, co nam dziennikarze przekażą i oceniamy to tak, jak nam autorzy przekazu narzucą. Rzetelny dziennikarz powinien się oprzeć na źródłach, a nie na „niusach” kolegów z sąsiedztwa. Tymczasem na przykładzie Yody widać, jak można nas zwyczajnie oszukać, a problem sztucznie rozdmuchać.
A jeśli chodzi o Radę Języka Polskiego, to nie prowadzi ona w sprawie imion żadnej „batalii” ani „bitwy”. Po prostu: ludzie pytają, językoznawcy odpowiadają. Prosimy nie przypisywać nam żadnych dodatkowych intencji. Polecam stronę http://www.rjp.pan.pl.
Ewa Kołodziejek