Niebawem finał wielkiego wyścigu o główne trofeum Ameryki – fotel prezydencki w Białym Domu.
Hilary Clinton – „koń biały”, jeszcze do niedawna zdecydowana faworytka gonitwy – kandydatka Demokratów i szerzej elit od ośmiu lat rządzących Ameryką – jest absolutnie przewidywalna. Gwarantuje kontynuację obecnej polityki, polegającej na gorącym wspieraniu walki o demokrację w krajach o tradycji silnej władzy. W kwestiach edukacyjnych i obyczajowych jest orędowniczką gender, absolutnej dostępności aborcji i gejowskich małżeństw. Jej obecny szef Barack Obama – sympatyczny, kulturalny gracz w golfa, z ustami pełnymi ciepłych słów o pokoju (jak dotąd jedyny z laureatów pokojowej Nagrody Nobla, któremu przyznano ten szczególny laur wyłącznie za dobre intencje!), z zapałem wziął się za pokojowe dzieło – niezwykle skutecznie rozniecił płomienie krwawej rewolucji (tzw. wiosnę arabską) w krajach Afryki Północnej i w Syrii. I stamtąd też niebawem ruszyły na Europę rzesze islamskich uchodźców… Nie mniej skutecznie wsparł ukraiński Majdan, który rozniecił konflikt z Rosją.
Słów o pokoju padło przy tym wiele, tymczasem Pismo powiada „Po czynach ich poznacie”.
Po stronie republikańskiej największy aplauz prostych Amerykanów zdobył kpiący sobie z z wszelkiej (nie tylko politycznej) poprawności miliarder Donald Trump – „koń czarny”. Zdaniem demokratów podbił prostaków swym obcesowym urokiem – pewnością, bufonadą, dosadnością. Myślę jednak, że paru poważnych, znakomicie przygotowanych kandydatów konserwatywnych, pokonał przede wszystkim swym programem. Jego hasła to: powstrzymanie imigracji, zwłaszcza islamskiej,powrót rozsianego po świecie przemysłu, czyli miejsc pracy – do kraju, odbudowa klasy średniej, a w polityce międzynarodowej skuteczne przeciwstawienie się rosnącej potędze ekonomicznej Chin poprzez sojusz z Rosją, Europą i Japonią.
A jaki jest stosunek obojga pretendentów do Polski?
Osobisty małżonek pani Clinton, były prezydent USA, parę miesięcy temu wziął czynny udział w międzynarodowej nagonce na obecne władze Polski. Z pełnym przekonaniem ów kontrowersyjny polityk powtórzył slogan o braku demokracji w naszym kraju, czyli wpisał się na listę KOD. Państwo Clintonowie to politycznie jedna firma.
Tymczasem Trump – tak, ten podstarzały bikiniarz mówiący wprost o kłamstwach i krętactwach swej rywalki – kilka tygodni temu spotkał się z Kongresem Polonii Amerykańskiej i wystosował nader sympatyczny apel do Polaków – o naszej odwadze w walce o wolność, o pracowitości i zasługach dla Ameryki. Niby standardowy gest, a jakie przeciwieństwo wobec postawy Clintonów!
Zatem, choć kandydat Republikanów lansuje styl daleki od mojego wzoru polityka, jako obywatel USA zdecydowanie postawiłbym na Trumpa, czyli na z m i a n ę.
Słysząc i czytając komentarze naszych wytrawnych specjalistów od polityki światowej, zadaję sobie pytanie: może jestem jakimś odmieńcem wśród rodaków…? Zajrzałem więc na jeden z popularniejszych portali, który prowadzi sondaż wśród swych czytelników. Czarny Koń – Trump ma w nim 10-krotną przewagę nad Hilarią.
Reszta już jest sprawą wewnętrzną Amerykanów.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.