Tak jest na górze, ale nie dole, w Szczecinie. Tu zda się rej wodzić (w miejskiej radzie) grupka pisowców, która wbrew większości mieszkańców, z uporem lansuje budowę pomnika Lecha Kaczyńskiego. Mimo błędów, najlepszy, bo najuczciwszy z pocztu prezydentów III RP, poległy w służbie ojczyzny, na pewno wart jest upamiętnienia. Czy jednak nie wystarcza na razie plac jego imienia w centrum miasta? A po latach złe emocje opadną, a upływ czasu da szerszą perspektywę...
Na razie Szczecin ma dużo ważniejsze potrzeby.
Andrzej Duda podczas obu swych kampanijnych wizyt w Szczecinie z pełnym rozmysłem obrał za tło spotkań z wyborcami bramę Stoczni Szczecińskiej. I mówiąc o potrzebie odbudowy polskiego przemysłu, dał przykład naszej legendarnej fabryki statków. Działacze miejscowego PiS słuchali go chyba z niekłamanym zachwytem. Dziś jednak sprawie restytucji tego, co obecny prezydent uznał za symbol polskiego Szczecina, mało poświęcają uwagi. Teraz, gdy kształtuje się program nowego rządu, zamiast głośno domagać się od swych przywódców realizacji stoczniowych obietnic, grzęzną w zaściankowych sporach. Dorosły polityk partii rządzącej musi być realistą i siać zgodę!
Skoro jednak większość szczecinian pomnika Kaczyńskiego nie chce, a wyborcy zachodniopomorscy nie opowiedzieli się wyraźnie za PiS-em, nie warto rozwijać konfliktu. Nawet w pokerze jest taka rozsądna odzywka „czekam".
Tymczasem bez politycznych decyzji stocznia nie powróci. Wszak to rząd SLD w 2002 roku blokując konta bankowe firmy, doprowadził zakład do upadłości, po czym przejął (za symboliczną złotówkę) majątek holdingu Porta, po tym jak sąd uznał, że prezesi dokonali nadużyć. Tak powstała państwowa stocznia Nowa, niemal od początku przynosząca straty. Władze PiS, mimo obietnic, nie znalazły dla niej inwestora, a rząd Tuska, w myśl dyrektyw Brukseli, wstrzymując dotacje, pozwolił zakładowi upaść. Kilka lat temu warszawski sąd apelacyjny stwierdził niewinność prezesów spółki, a sąd szczeciński przyznał im odszkodowania. Tereny stoczniowe z resztką majątku wciąż pozostają w gestii państwa. Sytuacja jest patowa. Jak się wydaje, tylko przywrócenie schedy dawnemu właścicielowi mogłoby dać impuls do odnowy stoczni. Piłka jest po stronie władzy, każdej władzy w Polsce.
O wsparcie przemysłu stoczniowego zabiega też Gdańsk. Nie od dziś rządy z rodowodem „solidarnościowym" (z wyjątkiem gabinetu Jana Olszewskiego) hołubiły Trójmiasto naszym kosztem. Czyż nie czas, by Szczecin zawołał jednym głosem?!
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.