Dwa i pół roku temu wielu z nas uległo urokowi Andrzeja Dudy. Świetnie poprowadzili jego kampanię Beata Szydło i Paweł Szefernaker. W jego chwytających za serce słowach Polacy poczuli powiew zmiany…
Dziś wokół człowieka, który o naprawie państwa mówił tak żarliwie i przekonująco, rozsnuwa się mglista strefa napiętego oczekiwania. Jeszcze nie zawodu, ale już trwożnej niepewności.
Każdy zainteresowany stanem sądownictwa w Polsce mógł zapoznać się z wieloma przykładami patologii obserwując choćby obrady dwóch komisji śledczych i oglądając w mediach programy: Państwo w państwie, Warto rozmawiać, Studio Polska itd. Do reszty pozbawili nas złudzeń ci przedstawiciele elity sędziowskiej. którzy wbrew zawodowemu kodeksowi dołączyli do „totalnej opozycji”.
W kulminacyjnym punkcie politycznej walki o reformę trzeciej władzy, dotąd wyjętej spod kontroli społecznej, głowa państwa nieoczekiwanie zawetowała dwie ustawy wstrzymując zmiany oczekiwane przez większość Polaków! Prezydent uczynił to ulegając presji ulicznych demonstrantów, a także ludzi opozycji, m.in. Ruchu Kukiz’15.
Andrzej Duda oświadczył, że zatwierdzi takie ustawy, na które będzie zgoda wszystkich sił politycznych. Jak prezydent wyobraża sobie to w przypadku opozycji totalnej, zagłuszającej debatę protestami i inwektywami?! Przypomnę, że po uchwaleniu Konstytucji 3 maja w 1791 roku, jej przeciwnicy: magnaci, duchowni (!) i inni jurgieltnicy natychmiast zawiązali konfederację w Targowicy, wzywając na pomoc Katarzynę II. Wiosną 1792 roku na Polskę ruszyły wojska carycy. Wtedy jeszcze zaledwie 40-tysięczna armia polska pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego dzielnie stawiała czoła najeźdźcy, odnosząc sukcesy w bitwach pod Zieleńcami i Dubienką. I kiedy książę Józef sposobił się do kontrnatarcia, przybył kurier z wieścią, że król Staś podpisał konfederację targowicką i rozkazuje poddać się wojskom carycy. Niebawem nastąpił drugi rozbiór Polski, po nim powstanie kościuszkowskie, trzeci rozbiór, a na koniec tenże król abdykował na rzecz zaborczej carycy grzebiąc suwerenność Rzeczypospolitej. Tak to oświecony, ale tchórzliwy monarcha sprawił, że Polska zniknęła na 120 lat z mapy świata.
Bardzo chcę wierzyć, że dziś nie powtarza się przytoczona tu historia króla Stasia, a nadzieja większości narodu nie musi być matką głupich. Prezydent wciąż ma szansę naprawić wynikłe z pośpiechu pomyłki i przeoczenia rządu, a przede wszystkim własny – strategiczny – błąd.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.