Zaczęło się jednak od celnego ataku opozycji. Cóż z tego, że rząd Beaty Szydło po prostu wypłacił premie zgodnie z zastanym regulaminem, skoro oponenci sprytnie zastosowali stary niezawodny trick „łapaj złodzieja”… i trafili w najczulszy punkt partii Kaczyńskiego! Wszak sam prezes w kampanii wyborczej wyraźnie obiecywał skromność. A tu rząd, wzorem poprzedników, funduje sobie nagrody (to co że regulaminowe!).
Odezwała się uboższa połowa Polski, głęboko przeorana propagandą urawniłowki wczesnego PRL, a jeszcze bardziej sierpniowym hasłem o „jednakowych żołądkach”. Za komuny, jak wiadomo, niemal wszystkie bunty i kryzysy rządowe PRL wynikały z prób różnicowania płac i przywilejów w kraju powszechnych niedoborów.
Tym razem sytuację uratował niezawodny instynkt polityczny Jarosława Kaczyńskiego: Narodzie, masz świętą rację! Przecież sami wołaliśmy: nie idziemy do władzy po pieniądze, ale by zmienić Polskę! Wszyscy nasi politycy oddadzą premie na cele charytatywne! Kto nie odda – spada z listy!
Tak prezes odparował cios. Natomiast wręcz znakomita – a przeze mnie wymarzona – była jego riposta kontrująca przeciwników.
Skoro do rządu idzie się służyć narodowi, a nie po forsę, czas wreszcie obniżyć zarobki całej władzy od góry do dołu. Zmniejszyć pensje posłów, senatorów, także samorządowców: marszałków, starostów, prezydentów i burmistrzów miast i gmin.
Przywołując aforyzm starożytnych – vox populi – vox Dei – prezes miał odwagę odwołać się do ludu. Tak odesłał do rogu opozycyjnych „szermierzy demokracji”. Oj, to bardzo zabolało opozycję!
Muszę przyznać, że jeszcze bardziej zachwyciła mnie postawa Węgrów podczas wyborów, którzy na wezwanie Orbana do „obrony ojczyzny i kultury chrześcijańskiej” rozpędzili jurgieltników Sorosa na cztery wiatry. Czy Polaków będzie stać na taką determinację w obronie tożsamości?
Jeśli uda się szybko podjąć odpowiednie ustawy, jest może jakaś szansa, że w wyborach samorządowych najgorszy sort kandydatów, tych dybiących na publiczne pieniądze, po prostu nie wystartuje. Może dzięki temu wyborcy zwróciliby uwagę na ich mniej hałaśliwych rywali. Coś umiejących i mających wolę służenia innym.
Cóż, chyba odleciałem… Ale pomarzyć zawsze można. To efekt widowiskowej kontry prezesa. Ale pejzaż społeczny wcale nie jest tak przyjazny. Opozycja mieniąca się totalną, na wzór Targowicy promująca interesy obcych mocarstw, ma dziś w Polsce (jeśli wierzyć sondażom) łącznie ponad 30 proc. zwolenników. To nie wróży spokoju między Bugiem, Odrą i Nysą.
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.