Udało się. Nareszcie zatrzymaliśmy agresję unijnych „obrońców klimatu” (tzw. jądra Unii) na kraje Europy Środkowo-Wschodniej.
Polska, wspólnie z Węgrami, Czechami i Estonią (bez Słowacji…), odrzuciła „ambitny”, a dla biedniejszych krajów Unii dławiący rozwój, plan redukcji emisji dwutlenku węgla przez przemysł do 2050 roku.
I za to właśnie prezydent Francji Emmanuel Macron, w wywiadzie udzielonym podczas lotu do Nowego Jorku na sesję ONZ, oskarżył Polskę o blokowanie działań na rzecz ratowania klimatu! Nie dość tego – wezwał młodzieżowych aktywistów do protestów przeciw naszemu krajowi.
Od czasów wielkiego Charles’a de Gaulle’a nie mają Francuzi szczęścia do prezydentów, natomiast obecna głowa państwa – Emmanuel Macron – wydaje się słusznie bić rekordy niepopularności.
Nawet nasz miękki, czasem zbyt potulny wobec możnych tego świata prezydent Andrzej Duda takiego despektu nie zdzierżył i ostro wyraził się o francuskim przywódcy. Słowem Polacy nie usłuchali rady jednego z poprzedników Macrona – J. Chiraca, by „skorzystać z okazji do siedzenia cicho”.
A rzecz idzie o duże pieniądze i to na długie lata. Już w przyszłym roku Polacy będą zmuszeni płacić wyższe rachunki za prąd.
Otóż zgoda na dalsze restrykcje oznaczała jeszcze większe podwyżki (uprawnienia do emisji CO2 kosztują), które mogły znacznie spowolnić lub wręcz zamrozić rozwój kraju.
Walka z klimatem jest jak donkiszotowska walka z wiatrakami. Sama w sobie jest pozbawiona logiki. Za to służy politykom wielkich mocarstw do ingerencji w rozwój gospodarczy biedniejszych krajów.
Z punktu widzenia poważnych geologów – badaczy atmosfery – zmiany klimatyczne zachodzą na Ziemi cyklicznie od tysiącleci, a cała natura ożywiona z człowiekiem na czele ma na nie wpływ znikomy lub zgoła żaden. Zatem plan drastycznego zmniejszenia emisji dwutlenku węgla przez przemysł do 2050 roku w imię powstrzymania ocieplenia klimatu nie ma większego sensu. To nie dwutlenek bowiem podwyższa temperaturę na Ziemi, lecz Słońce, podgrzewając planetę, zwiększa emisję CO2! „Obrońcy klimatu” świadomie mylą skutek z przyczyną.
Jedno jest pewne – dopóki w polskich sadach nie dojrzewają pomarańcze, ogrzewać się musimy, paląc węgiel i drewno i gaz, a nie prądem z wiatraków!
Przypomnę, że najwięksi tego świata z Chinami, USA i Rosją na czele ignorują klimatyczną frazeologię. A Niemcy, które tak nas piętnują za energetykę węglową, jako głównego surowca energetycznego używają… węgla brunatnego.
Z uporem godnym lepszej sprawy ekofanatacy zohydzają nam poczciwy dwutlenek, który jest w istocie gazem człowiekowi przyjaznym. Miejmy nadzieję, że „w obronie klimatu” nie zakażą nam picia napojów z bąbelkami.
Natomiast gróźb Macrona lepiej nie ignorować i wszystkie propolskie siły przygotować na godne odparcie agresji „obrońców klimatu”. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.