Czas tropikalnych upałów odsłonił wstydliwie skrywaną pod pozorami miejskiej ogłady, starą jak świat cechę rodaków - sobkostwo, czyli egoizm...
Wystarczy w upalny dzień, najlepiej w weekend, wybrać się nad morze. Jeszcze nie tak dawno nadbałtyccy plażowicze rozkładali się na piasku tak, by pozwolić przejść innym, spacerującym brzegiem. Dziś kilkumetrowy pas nadbrzeżny okupuje koczowisko parawaniarzy. Tak szczelnie, że amator morskich kąpieli musi przemierzyć sto i więcej metrów, by znaleźć przesmyk do Bałtyku.* Obecnie spacerowicze, zepchnięci przez chmarę plażowiczów, chcąc nie chcąc brodzą w wodzie.
Przed laty spotkałem podobny model obyczajów na plażach wiejskich, gdzie łąka nad jeziorem była niemal pusta, za to dostęp do wody, zwykle nie szerszy niż 10 metrów, wypełniała swym obozowiskiem jedna liczna kompania, która akurat przyszła nad wodę pierwsza. Kolejni amatorzy kąpieli musieli przedzierać się przez tę gromadę...
Dziś te rustykalne instynkta objawiły się w genach „młodych, wykształconych, z dużych miast"... To znak czasów, w których wielu rodziców nie zadaje sobie trudu, by wpoić dzieciom zasady zgodnego współżycia z innymi, czy radość dzielenia się tym co mają. W edukacji rodzinnej i społecznej dominuje tzw. asertywność.
W czasach, gdy dumny naród Polaków czuł się wspólnotą, w międzywojniu i w pierwszych latach powojennej odbudowy dominował duch wspólnoty, każdy egoistyczny wybryk spotykało społeczne potępienie, więc uczynność , jako postawa pragmatyczna była w polskim społeczeństwie powszechna. Ten duch solidarności pomagający przetrwać trudne czasy był obecny ponad 30 powojennych lat, by wybuchnąć z wielką siłą w sierpniu 1980.
Ostatnie natomiast 25-lecie, w którym przybyło wolności, cechuje odwrót od współdziałania, eskalacja egoizmu, opacznie rozumianej samodzielności. Gdy kombinator i przestępca przejmowali przemysł i ziemią, tworząc spółki, zwykli Polacy, wytęsknieni za tym, co własne, prywatne, nieufni wobec bliźnich, zamiast łączyć siły do wspólnego działania, rozpraszali się.
Przełom polski, który tylko robił wrażenie spontanicznego - w istocie był przemyślnie zaprogramowany. Zniszczył on m.in. spółdzielczość - czyli tę ideę, która na przestrzeni wieków doprowadziła do dobrobytu ubogie, wiejskie społeczeństwo duńskie.
Ludzie zasklepieni w sobie, nie mają zaufania do sąsiada. Taka dykteryjka o Polakach dotarła do Wielkiej Brytanii:
Bóg woła z niebiosów do zrozpaczonego górala:
- Antoś.. Mam sprawić byś zarobił tyle, co twój sąsiad Stach?
- I tam...ja tam nic nie chcę... Ale Ty jemu zabierz!
Póki więc pogoda plażowa, nie śpieszno mi nad polskie morze. Poczekam, aż „pokolenie młodych, wykształconych, z wielkich miast" dojrzeje do społecznego myślenia. Zawstydzi się egoizmu i uzna go za „obciach".
Janusz Ławrynowicz
*Warto przypomnieć, że na mocy prawa, pierwszego takiego w Europie, ustanowionego przez Bolesława Krzywoustego, dostęp do wszelkich wód, niezależnie od własności gruntu, mają wszyscy poddani państwa polskiego.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.