Najwyraźniej lektury przetrawione w dzieciństwie i młodości, a także socjalistyczne idee sączone w latach PRL zrobiły swoje. Odczuwam wrodzoną niechęć do świata finansów, głównie zinstytucjonalizowanej lichwy, czyli banków. Pewnie dlatego tak boleśnie przeżyłem dokonaną pół roku temu roszadę – awans M. Morawieckiego na miejsce B. Szydło.
Nawet znakomita riposta polskiego premiera na agresywne i prowokacyjne pytanie izraelskiego dziennikarza jakoś mnie nie przekonała do nowego sternika rządu. Właśnie dlatego że był przedtem szefem polskiego oddziału ważnego obcego banku…
Nie da się ukryć, że jako wicepremier – szef finansów, dzięki znajomości kulis vatowskich kombinacji odzyskał miliardy dla państwa. Nie zrobił jednak nic dla oszukanych przez banki „frankowiczów”, choć to wyborcza obietnica prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego. Na domiar – z pewną ostentacją – zaprosił do Polski okryty ponurą sławą amerykański bank JP Morgan. Być może jest on przydatny naszej gospodarce do jakichś kombinacji inwestycyjnych. Czy jednak aż tak niezbędny, by dostać z kasy państwowej 20 mln złotych?!
Jako szef nowej odsłony „dobrej zmiany” premier przyniósł ze sobą szefa MSW z „klęcznikowej” szkoły Geremka, dla którego wszystko, jako płynne i elastyczne, można negocjować. Rozmówcy miękkiego ministra okazali się twardzi jak pruski beton.
Z kolei główny przedmiot nacisków Komisji UE – Sąd Najwyższy nie tylko głośno walczy o status quo, ale też z uporem dowodzi, że dla zdrowia państwa należy go rozpędzić na cztery wiatry. Potwierdza to niedawny werdykt tegoż SN w sprawie przepisów o reklamacjach. Ustawa z 5 sierpnia 2015 roku obliguje banki do odpowiedzi na reklamacje klientów w terminie 30 dni. Jeśli bank tego nie dopełni, musi każdej reklamacji zadośćuczynić, nawet jeśli roszczenie klienta jest bezpodstawne! W ten sposób państwo zmusza banki do pochylenia się nad sprawami zwykłych ludzi.
Jesienią ubiegłego roku sąd w Lublinie rozpatrujący roszczenie klienta wobec banku najwyraźniej zwątpił w sens ustawy i zwrócił się do SN z pytaniem o interpretację przepisu i uzyskał odpowiedź: „W postępowaniu wszczętym przez klienta przeciwko podmiotowi rynku finansowego o zapłatę kwoty roszczenia zawartej w reklamacji klienta, art. 8 ustawy z dn. 5 sierpnia 2015 o rozpatrywaniu reklamacji przez podmioty rynku finansowego nie wyłącza możliwości kwestionowania przez ów podmiot zasadności dochodzonego roszczenia; na podmiocie spoczywa ciężar dowodu, że powodowi nie przysługuje roszczenie lub przysługuje w niższej wysokości”.
Mówiąc po ludzku: bank zdaniem SN nie musi odpowiadać w terminie ustawowym, jeśli uzna roszczenie za bezpodstawne. Zatem i kara za lekceważenie klienta pozostaje martwa.
W ten sposób próba ucywilizowania bankowości w III RP została przez SN unicestwiona w biały dzień! Ten niewinny wyroczek pokazuje, jak wrogi jest przeciętnym Polakom Sąd Najwyższy, może pokrętnym sformułowaniem obalić każdy wyrok niższej instancji, rozbroić każdy akt godzący w szkodników życia społecznego. Zatem walka rządu polskiego o zachowanie resztek niezbędnych reform w systemie wymiaru sprawiedliwości, zwłaszcza oczyszczenia Sądu Najwyższego z nominatów tzw. okrągłego stołu, to gra o wszystko. I może kosztować, czym szantażują nas eurokraci. Cóż, niepodległości zdobytej tanio nikt nie ceni. A stulecie – zobowiązuje. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.