Z niepokojem wysłuchałem zapowiedzi, że w dniach 13-14 lutego w stolicy Polski rząd USA zorganizuje konferencję poświęconą problemom pokoju na Bliskim Wschodzie, w tym zwłaszcza stosunkom z Iranem (!). Z tak zarysowanego programu konferencji wynika, że na celowniku ma znaleźć się właśnie to państwo. Tematem jest najbardziej wybuchowy rejon świata, kolebka islamskiego terroryzmu.
Informacja nie brzmi dobrze, z językiem dyplomacji niewiele ma wspólnego, ale widać na takie traktowanie nasi przywódcy sobie zasłużyli zbytnią uległością wobec sojuszników.
W latach mego dzieciństwa, po wybuchu wojny koreańskiej, we Wrocławiu odbył się światowy Zlot Pokoju, na który słynnego gołębia wymalował sam mistrz Picasso, a wszystko oczywiście po to… aby potępić imperializm amerykański!
W tamtym przypadku jednak oficjalnym organizatorem była Polska Ludowa. Wschodni satrapa pozwolił swym PRL-owskim pachołkom zachować fason wobec świata.
Czy Iran jest wrogiem Polski? Czy Polska jeszcze kilka lat temu okazująca Persom wdzięczność za przyjęcie Armii Andersa – uratowanie tysięcy Polaków z „nieludzkiej ziemi”, w tym udzielenie serdecznego azylu dzieciom, nagle o tym zapomniała?!
Nasze stosunki z Iranem zawsze były znakomite. Jeszcze kilka miesięcy temu do Polski zawinął irański tankowiec z mnóstwem taniej, najlepszej na świecie ropy. To był prawdziwy postęp w dywersyfikacji! Tylko na chwilę… Nagłe zerwanie przez prezydenta Trumpa umowy spowodowało powrót sankcji przeciw temu krajowi.
Wiadomo, że Iran od czasów Chomeiniego jest zdecydowanym przeciwnikiem Izraela i Ameryki. Tak to degustujemy, obok beneficjów (poczucia bezpieczeństwa na flance wschodniej), także niedogodności sojuszu z Wielkim Bratem.
Po niedopuszczalnych w suwerennym kraju ingerencjach pani Mosbacher – ambasadorki USA – w sprawy wewnętrzne Polski: obrony interesów amerykańskich firm – TVN, a ostatnio Ubera przed sankcjami za naruszanie polskiego prawa, nasz wielki sojusznik dał znak, że powinniśmy się oswoić z takim traktowaniem jako słabszy partner. Kto jednak nie umie wstać z kolan, by upomnieć się o swoje, ten niebawem padnie plackiem na ziemię.
Dziś, po latach, zaczynam rozumieć generała de Gaulle’a i jego walkę przeciw dyktatowi USA w NATO. Sojusz strategiczny to nie bezwzględna uległość silniejszemu, ale partnerstwo prawdziwe.
Po ubiegłorocznym, wymuszonym przez Unię Europejską – z taktycznych względów niezbędnym – wycofaniu się z reformy Sądu Najwyższego, rdzenia wymiaru sprawiedliwości, jest to kolejna gorzka pigułka dla Polaków, ostatnio poniżanych z różnych stron. Bezkarnie, bo nawet autorów najcięższych kalumni nam karać zakazano (los ustawy o IPN!). ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.