Środa, 24 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

– Czekam na rok 2020

Data publikacji: 26 kwietnia 2018 r. 12:31
Ostatnia aktualizacja: 28 czerwca 2018 r. 11:07
– Czekam na rok 2020
Sören Bollmann: Chcę powiedzieć, że z naszego punktu widzenia współpraca na poziomie lokalnym jest coraz lepsza. Fot. b.t.  

– mówi Sören Bollmann, szef Słubicko-Frankfurckiego Centrum Kooperacji

– Jakie jest społeczeństwo Frankfurtu i Słubic?

– Myślę, że w większości bardzo otwarte. We Frankfurcie mieszka wielu uchodźców i czują się tu dobrze, mieszka też u nas około 2000 obywateli polskiego pochodzenia, co roku o 200 osób więcej.

– Od grudnia 2012 r. między Słubicami a Frankfurtem kursuje miejski autobus linii 983. Są z nim jakieś kłopoty.

– Jeździ i będzie jeździł. Jest umowa, finansowanie, dużo pasażerów, wszyscy są zadowoleni. Jednak mimo, że kursuje już ponad pięć lat, czasem mam wrażenie, że wszystko wciąż się zaczyna, mimo że autobus jest wpisany w strategiczny plan działania obu miast. Gdy jednak pytamy urzędników szczebla centralnego w Polsce, czy umowa może być przedłużona, zdarza się, że nie zawsze dokładnie rozumieją, o co nam chodzi. Oni porównują naszą linię, obsługiwaną przez niemieckiego przewoźnika SVF, miejską spółkę komunikacyjną, z linią polską, a nasza funkcjonuje trochę inaczej. Gdy to zauważą, to albo mogą być przychylni, gdy coś nie działa tak samo jak w Polsce, albo mogą robić problemy.

– Może dla pogranicza potrzebne są specjalne rozwiązania prawne?

– Może… Na początku kwietnia spotkał się w Berlinie Komitet ds. Współpracy Przygranicznej Polsko-Niemieckiej Komisji Międzyrządowej. Na obrady pojechali też przedstawiciele Frankfurtu i Słubic, żeby mówić o tym, jak ważny dla społeczności obu miast jest autobus.

– Gdy po 1990 roku została otwarta granica polsko-niemiecka, szybko zaczęły współpracować ze sobą miasta podzielone przez granicę: Guben z Gubinem, Słubice z Frankfurtem, Zgorzelec z Görlitz. Powstała idea polsko-niemieckich dwumiast. Jak dziś działają dwumiasta?

– Idea rozwija się w różnym stopniu. Mam wrażenie, że Guben i Gubin stawiają głównie na projekty infrastrukturalne. Bardzo ważna jest też dla nich wspólna odbudowa kościoła farnego w Gubinie. Ciekawie działa tam Wyspa Teatralna. Görlitz, najpiękniejsze miasto z wszystkich dwumiast, starało się ze Zgorzelcem o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2010, są tam Dni Literatury nad Nysą – dużo się dzieje. W Görlitz są zarówno szkoły podstawowe, jak i średnie, w których można uczyć się polskiego.

– A Frankfurt i Słubice?

– Myślę, że my postawiliśmy na bardzo różne obszary. Wspólnych przedsięwzięć jest tak dużo, że trudno by je tu wymieniać. Chcę podkreślić, że dobrze rozwija się współpraca między dwoma urzędami miejskimi. Raz w roku na wspólnej sesji spotykają się całe rady miast, by uchwalić nowe plany działania. Kilka razy do roku spotyka się Wspólna Komisja Integracji Europejskiej, a jeszcze częściej – grupy robocze. Teraz trwają dyskusje, czy są to najbardziej odpowiednie formy współpracy na dziś. Zastanawiamy się nad tym, bo nasz wspólny plan sięga tylko do 2020 roku. Co dalej? – to nas teraz bardzo zajmuje.

– 9 maja w Słubicach i Frankfurcie odbędzie się doroczny Dzień Europy przygotowywany przez Słubicko-Frankfurckie Centrum Kooperacji. Program jest bardzo różnorodny: od rozrywki po dyskusje o najtrudniejszych problemach Unii Europejskiej.

– Chcemy być tym miejscem, gdzie otwarcie będzie się mówiło także o tym, w którą stronę pójdzie Europa. Mam wrażenie, że gdybyśmy jeszcze dwa lata temu zapytali obywateli różnych państw Unii Europejskiej, czym jest Unia, to odpowiedzi byłyby podobne: że jest wspólnotą wartości i wspólnotą ekonomiczną. Dziś nie jest to już takie pewne, bo różne kraje i opcje polityczne różnie definiują te wartości i dobry interes, mimo że wszystkie podpisały te same traktaty unijne. Do niedawna wydawało mi się, że w interesie wszystkich stron, a przynajmniej większości krajów i sfer społecznych, jest to, by rozmawiać, w którym kierunku Unia ma się rozwijać i jak ją umacniać. Dziś nie jest to już takie pewne.

– W życie społeczne i polityczne weszły nowe pokolenia, które nie uczestniczyły w dawnych dyskusjach o Unii i ją krytykują. Sprzyja im m.in. premier Orban, który mówi na przykład, że Unia to nie Bruksela, że są to wszystkie stolice państw członkowskich, które powinny się ze sobą dogadywać.

– Co to oznacza? Według mnie taka teza to krok do tyłu, powrót do dawnej Europy. Ja nie chcę się cofać.

– Czym jest Bruksela? Często można spotkać się z opinią, że jest nadstolicą Europy.

– A przecież jest rezultatem tego, że wszyscy członkowie Unii się dogadali i powołali unijne instytucje. One nie są idealne, trzeba je poprawiać, jak wszystko, co wymyślił człowiek, a nigdy nie wymyślił niczego, co byłoby idealne. Unia jest dobrowolnym stowarzyszeniem państw, a Bruksela, czyli instytucje unijne, jest po to, żeby pilnować reguł wykonywania umowy przez wszystkich jej sygnatariuszy.

– Może trzeba to ustawicznie wyjaśniać: czym jest Unia, po co są jej instytucje? Na meczu piłkarskim też trzeba pilnować reguł.

– Gdy coś w Unii idzie nie tak, gdy za dużo jest biurokracji, to różne rządy zrzucają winę na Brukselę, a gdy coś idzie dobrze, przypisują to sobie. W zeszłym roku byłem na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Gdy przedstawiciele Węgier i Polski ostro krytykowali Brukselę, jakby była obcym ciałem z kosmosu, wtedy ktoś z Irlandii zapytał: o co wam chodzi? Przecież wszyscy, Polska też, dobrowolnie wstąpiliśmy do Unii, uzgodniliśmy traktat, określiliśmy rolę Brukseli, delegowaliśmy do niej polityków i urzędników. Czy już nie chcecie wspólnej Europy, nie chcecie respektować traktatu, tego co wspólne, co podpisaliście? Trzeba rozmawiać, ale też trzeba respektować wolę większości. Na tym polega demokracja. O tym będziemy rozmawiać podczas Dnia Europy.

– Gdy dyskutuje się o Unii, często pada pytanie: co my z niej mamy, nasz kraj. Może w debacie publicznej powinno się położyć nacisk na interesy wspólne, a nie partykularne?

– Na to, co my wnosimy do Unii – Polska, Niemcy – jedni dla drugich.

– Jakie dziś, na poziomie lokalnym, są najważniejsze problemy między Polską a Niemcami?

– Zanim odpowiem na to pytanie, chcę powiedzieć, że z naszego punktu widzenia współpraca na poziomie lokalnym jest coraz lepsza, ale też problemów do rozwiązania, jak zawsze, jest dużo. Myślę, że przede wszystkim trzeba doprowadzić do tego, aby więcej dzieci w niemieckich szkołach uczyło się języka polskiego. To bardzo pomogłoby nam w porozumiewaniu się. Nierównowaga językowa wciąż jest duża, bo dużo więcej Polaków uczy się niemieckiego. Problem nauczania polskiego jest wpisany w nasz plan działania, ale miasto Frankfurt samo zbyt wiele nie może zrobić.

– Co więc robi?

– Wspieramy władze Brandenburgii w opracowywaniu koncepcji wprowadzenia języka polskiego do szkół w całym landzie. Frankfurt ma być regionem pilotażowym i być może polski stanie się tu językiem obowiązkowym obok angielskiego. Znając angielski, można porozumiewać się w całej Europie, a polskiego używać w regionie przygranicznym, co do naszej współpracy wniosłoby więcej dynamiki. Zaawansowany jest projekt utworzenia we Frankfurcie polsko-niemieckiej szkoły podstawowej, w której języki niemiecki i język polski byłyby na takich samych prawach, a po sześciu latach nauki każdy uczeń mówiłby biegle w obu językach. A tak w ogóle to urzędnicy starają się dawać dobry przykład. Od 16 kwietnia ponad 60 osób z obu urzędów, rad i spółek miejskich zabrało się za intensywną naukę języka sąsiada.

– Co o tym projekcie myślą rodzice przyszłych uczniów?

– Trzy lata temu zapytaliśmy rodziców wszystkich przedszkolaków we Frankfurcie, czy chcą, żeby ich dzieci nauczyły się polskiego i czy są zainteresowani szkołą bilingwalną? Ankietę wypełniło 2,5 tysiąca rodziców. Na pierwsze pytanie 40 proc. odpowiedziało: tak, chcemy, a 30 proc. – że jeszcze są niezdecydowani. Wyniki ankiety były dla nas argumentem do rozmów z rządem w Poczdamie i napisania wniosku o wprowadzenie języka sąsiada w szkołach. W grudniu wniosek będzie rozpatrywany. Zainteresowanie rodziców jest większe, niż się spodziewaliśmy.

– Oba miasta, Słubice i Frankfurt, realizują projekt „Europejskie modelowe miasto”. Na czym to polega?

– Chcemy spojrzeć na siebie samokrytycznie i iść do przodu, tam gdzie nie jesteśmy zadowoleni z poziomu integracji i współpracy. Ale rzecz w tym – moim zdaniem – że współpraca obu miast jest na tyle intensywna, a zaufanie tak duże, że obie strony mogą mówić wprost: zróbmy to, nie róbmy tamtego. Znam sytuacje, gdy Niemcy trochę się wahali, i takie, gdy sceptyczni byli Polacy. Burzliwe były na przykład dyskusje o wspólnej marce: „Frankfurt/Oder – Słubice bez granic”, którą radni uchwalili pięć lat temu. Zdecydowała o tym dopiero ostatnia wspólna sesja. Słubiccy radni wygłosili wtedy przekonujące przemówienie i zaapelowali do frankfurckich radnych o przegłosowanie marki. To był przełom.

– Co więc oba miasta chcą poprawić?

– Koncentrujemy się na problemach społecznych: kulturze, turystyce, oświacie i sporcie. Szukamy grup społecznych, które można by jeszcze włączyć.

– Na przykład?

– Uważamy, że liczba ludzi, którzy uczestniczą w imprezach kulturalnych po drugiej stronie granicy, jest niezadowalająca. Jedna z przyczyn to bariera językowa w teatrze, inna – to niedostateczna promocja. Chcemy to zmienić. Jest też cała dziedzina edukacji. Różnice w systemie kształcenia między Polską a Niemcami są tak ogromne, że – według nas – na różnych jego poziomach, od przedszkoli po szkoły zawodowe, potrzebne byłyby wspólne struktury, aby iść do przodu. Chodziłoby o to, żeby odpowiednie osoby z różnych instytucji powiedziały: taki jest nasz system, takie priorytety, dlatego proponujemy takie projekty. Idziemy w tym kierunku. Stworzyliśmy słubicko-frankfurcką radę doradczą ds. kształcenia, w której reprezentowane są wszystkie szkoły, uniwersytety, izby handlowo-przemysłowe, urzędy i która opracowuje nowe projekty, jest też wspólna grupa w obu administracjach komunalnych. Powoli rodzą się projekty, które mają sprawić, że system kształcenia będzie wzajemnie dla Polaków i Niemców jeszcze bardziej otwarty.

– Wszystko będzie można realizować pod warunkiem, że Unia Europejska będzie rozwijać się stabilnie. To, co się dzieje tu, na granicy, było i jest zależne od sytuacji w całej Unii.

– Na to nie mamy bezpośredniego wpływu. Mamy Dzień Europy i możemy rozmawiać, czym dla nas jest wspólna Europa, co mogą do niej wnieść Polska i Niemcy, co istotnego my możemy wnieść. Chcemy, żeby nasza współpraca była też przykładem dla innych, żeby tu, na granicy, była nasza mała Unia Europejska.

– Zapraszamy więc 9 maja na Dzień Europy do Słubic i Frankfurtu.

Rozmawiał Bogdan TWARDOCHLEB

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA