Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Spotykam fantastycznych ludzi...

Data publikacji: 0001-01-01 00:00
Ostatnia aktualizacja: 2015-07-28 13:57
Spotykam fantastycznych ludzi...
 

Na co dzień - coach, właścicielka firmy szkoleniowej, po godzinach - pisarka. Ale przede wszystkim żona, mama, przyjaciółka. Od niedawna także pasjonatka biegania. Mówi, że ma ogromne szczęście, bo udaje jej się godzić wszystkie pasje. Za kilka dni na rynku pojawi się powieść szczecinianki Sylwii Trojanowskiej „Szkoła latania", pierwsza część przygód Kaśki Laski.

 Sylwia Trojanowska przyznaje, że nie byłoby przygody z literaturą, gdyby nie... praca.

- Tak naprawdę życie zawodowe skłoniło mnie to tego, by zacząć pisać. Kiedy na różnych szkoleniach, spotykałam się z wieloma osobami i zadawałam pytanie co czytają, bardzo często napotykałam na ciszę. Bolało mnie, że ludzie nie sięgają do książek. Słyszałam, że nie czytają, bo czegoś nie rozumieją, że jest nudne, nie ma książek, które by ich zainteresowały, pochłonęły, dały wytchnienie. Był to dla mnie sygnał, że jest możliwość trafić do ludzi, dać im coś czego chcą, coś co zrozumieją, coś co do nich trafi.To był taki porządny „kop". Zależy mi by wszyscy czytali, nieważne czy krótkie formy, czy sagi, nie ma to znaczenia. Ważne by czytali. Bo czytanie rozwija i jest nam po prostu potrzebne.To, co ja piszę jest absolutnie dla każdego, kto ma ochotę na chwilę relaksu, na zanurzenie się na moment w czyimś życiu. Pisałam swoją powieść z myślą o tym, że zostanie wydana. Nigdy nie pisałam do szuflady. Jako dziecko z dużą łatwością przychodziło mi tworzenie wypracowań, ale nie brałam się za opowiadania, które bym gdzieś sobie odkładała albo dawała komuś do przeczytania. Cały wolny czas spędzałam na podwórku i to było dla mnie najważniejsze. Kiedy już w dorosłym życiu zaczęłam pisać, chciałam, aby to było wydane, wystawione na deskach teatru.

Sylwii Trojanowskiej kibicuje mąż, syn, przyjaciele. Sama twierdzi, że to dodaje jej skrzydeł.

- Osoby, którym dawałam do przeczytania moje sztuki, potem moją powieść wypowiadały się o nich z dużym entuzjazmem, to motywowało, żeby tekst poprawiać, rozbudowywać, szlifować.  Serducho rosło, uśmiech pojawiał się na twarzy. Początki mojego pisania? To już prawie dziesięć lat. A zaczęło się od tego, że opowiadałam mojemu synowi niestworzone historie. Bardzo mu podobało i chciał więcej, więcej, więcej, stąd też pierwsze moje kroki w stronę literatury. Powstała powieść „Tajemnice Krainy Lunitów", skończyłam ją trzy lata temu, po niej napisałam dwie moje sztuki teatralne, czyli „Terminal" i „Cztery Kute Asy", te ostatnie są wystawione na deskach teatru, spotkały się z dobrym przyjęciem ze strony widzów.

Do niedawna Sylwia Trojanowska „chowała" się za pseudonimem Sylvia A.Perl.

- Bardzo chciałam oddzielić życie zawodowe, życie coacha, trenera od osoby, która pisze. Nie chciałam, żeby to był ten sam świat, żeby patrzono na mnie jak i na trenera, i pisarza. To był podstawowa przyczyna tego, że wymyśliłam sobie pseudonim. Z czasem dojrzałam do tego, żeby Sylwia Trojanowska była zarówno coachem i pisarką. Dotrzeć do wydawcy - to nie jest łatwa droga. Potrzeba świeżemu pisarzowi (bo nie mogę powiedzieć o sobie, że młodemu) wytrwałości, szczęścia i nietuzinkowego podejścia do tego, co może zostać zauważone. Dobrze w ciekawy sposób przedstawić streszczenie książki, informacje o sobie, ja zaczęłam to robić przy „Szkole latania". Podeszłam nieszablonowo do sposobu prezentacji i chyba to zadziałało. Mam ochotę na więcej. Tym bardziej, że wydawnictwo zleciło mi napisanie kolejnej książki, „Szkoła latania" jest pierwszą z trzech części. Zamówiona jest druga, pisanie zostaje zatem przy mnie. Uwielbiam te godziny, które spędzam przy swoim komputerze, w ciszy, są tylko moje myśli, coś niesamowitego dzieje się ze mną. Żyję wtedy życiem Kaśki Laski. Mój komputer to właściwie maszyna do pisania, nie jest podłączony do internetu...  Ale mam też cudowną pracę, spełniam się w niej, fantastycznych ludzi spotykam w swoim życiu, nie chciałabym tego porzucać.

Robi plany, nie wyobraża sobie, że mogłaby nie planować. Na czymś trzeba się koncentrować - wyznaczać cele i osiągać je w założonym przez siebie czasie.

- Jestem trenerem już szesnasty rok. Chciałam jednak czegoś więcej, miałam w sobie głód usystematyzowania wiedzy pozyskiwanej przez lata, zostałam certyfikowanym coachem. Tyle że praca, pasja to nie wszystko. Jestem bardzo szczęśliwa w związku, obchodzimy z mężem osiemnastą rocznicę ślubu i są to naprawdę bardzo fajne lata. Każdego dnia staram się znaleźć czas i dla mojego męża, i dla mojego syna. Są także wyjazdy, taki „reset" od pracy jest niezbędny. Ostatnio pochłonęło mnie bieganie, w trakcie treningu wiele rzeczy potrafię przemyśleć, przychodzą wtedy pomysły, jestem sama ze sobą, przełamuję bariery, zmagam się z ograniczeniami. Moje serce jest w Szczecinie. Mieszkam niedaleko Puszczy Bukowej, w urokliwym miejscu. Pisać można wszędzie, nie ma znaczenia gdzie się jest, to moja subiektywna ocena. Ważne jest to, co masz dla innych ludzi, co chcesz im opowiedzieć, jaką historię, czy są nią w stanie uwierzyć twoi czytelnicy. ©℗

Wysłuchała: E. KOLANOWSKA