Czwartek, 02 maja 2024 r. 
REKLAMA

Szczeciński epizod Marie

Data publikacji: 29 grudnia 2015 r. 12:24
Ostatnia aktualizacja: 29 grudnia 2015 r. 12:26
Szczeciński epizod Marie
 

Marie nie szukała informacji o Szczecinie, po prostu tutaj przyjechała. Wiedziała, że to duże miasto, niedaleko Berlina. Cóż złego mogłoby się wydarzyć?  

Marie Lelicova mieszka w Tachov, niewielkiej czeskiej miejscowości w kraju pilzneńskim. Na co dzień studiuje multimedia na wydziale sztuki Uniwersytetu Zachodnioczeskiego w Pilznie, mieście Skody czy słynnego gatunku piwa. Do końca semestru będzie studentką Akademii Sztuki w Szczecinie, gdzie trafiła jako uczestniczka europejskiego systemu wymiany studentów Erasmus. 

- Polska wydawała mi się zawsze jakoś podobna do Czech. Nie chciałam wyjeżdżać daleko od domu. Większość ludzi, kiedy wybiera się na Erasmusa, jedzie do Włoch, czy Hiszpanii. Ja chciałam zobaczyć jak jest w Polsce - mówi Marie.

Jeden z wykładowców polecił jej Akademię Sztuki w Szczecinie, tak też tu trafiła. - Właściwie nie szukałam żadnych informacji o miejscu, do którego jadę. Wiedziałam, że to duże miasto, gdzieś niedaleko Berlina, więc nie martwiłam się o to, gdzie trafię - dodaje. 

Marie najbardziej interesują filmy. Pasjonuje ją ich tworzenie, praca nad edycją, wszystkim, co z nimi związane. Już w szkole średniej edukowała się w tym kierunku. Kolejną jej wielką pasją jest muzyka. Pracuje dla czeskiego portalu muzycznego www.poslouchej.net, jeździ na koncerty, festiwale. W okolicach Pragi sama organizowała ze znajomymi występy młodych, eksperymentalnych grup. 

Do Szczecina przyjechała we wrześniu. Jakie były jej pierwsze wrażenia? Gdzie są jakiekolwiek place? Dlaczego wszędzie są ronda? One sprawiały, że przez kilka pierwszych dni zdarzało się jej gubić. - Zastanawiałam się, jak wy tu możecie się odnaleźć. Na początku te skrzyżowania trochę mi się myliły. Nie pomagała mi nawet mapa, czy GPS. W innych miastach raczej nie miewam problemu z orientacją. Teraz jest już w porządku, ale na początku bywało ciężko - dodaje.

Musiało też minąć trochę czasu, dopóki poznała nowych ludzi. Odezwała się na Facebooku do kilku uczelnianych grup, ale pierwsza odpowiedź przyszła dopiero po kilku dniach. - Napisałam, że jestem studentką z Erasmusa i chętnie wezmę udział w jakimś spotkaniu, poznam ludzi. Odpisała mi Eliza, która też kiedyś była na wymianie i widziała jak to jest. Pomogła mi - opowiada Marie.    

Skoro mamy już znajomych, można pójść na miasto. - Nie odwiedziłam do tej pory bardzo wielu miejsc, ale te w których byłam podobały mi się. Widać, że Szczecin żyje. Jest wiele pubów czy klubów, więc musisz wiedzieć, gdzie pójść, żeby znaleźć to, co cię interesuje. Na ulicach nie ma tłumów, bo wszyscy pewnie są już w lokalu - twierdzi. Według Marie, Szczecin z jednej strony jest przyjemnym zielonym miastem, a z drugiej jest przepełniony samochodami.

Marie trafiła m.in. do Hospudki, tutejszej czeskiej restauracji. - To miłe, że w innych krajach ludzie interesują się Czechami, naszą kulturą czy kuchnią - odpowiada Marie. Co prawda miała wrażenie, że obsługa się zdziwiła, kiedy zaproponowała rozmowę po czesku. Skończyło się na angielskim. Według Marie potrawy są tam faktycznie bardzo czeskie, ale zabrakło wina pochodzącego z jej ojczyzny.

 - Zapamiętam Szczecin jako bardzo fajne miejsce. Chciałabym tu kiedyś wrócić, przyjechać z rodziną i pokazać im to miasto. Może któregoś razu, przy okazji wizyty w Berlinie uda mi się ich namówić do odwiedzin Szczecina. To przyjemne miasto, także dla młodych ludzi - mówi Marie.

Czechy, a sprawa Polska 

Przytaczam Marie opinię o Czechach, jaką w książce „Inaczej" wygłosił Artur Rojek. Muzyk powiedział m.in. że Czesi są znacznie bardziej wyluzowani od Polaków, noszą fryzury jak w latach 80. i mają do siebie więcej dystansu. Pytam ją czy zgadza się z tym poglądem. 

- Nie zastanawiałam się nad tym. Niektórzy Czesi faktycznie utknęli gdzieś w latach 80., ale nie chodzi tylko o fryzury. Nie sądzę, byśmy byli jakoś szczególnie wyluzowani - odpowiada.  

Mówię jej jednak, że pomnik taki jak „Sikający" Davida Cernego, przedstawiający dwóch mężczyzn oddających mocz na mapę Czech, tutaj by nie przeszedł. Marie przyznaje, że Czesi mają do siebie dystans. Kiedy dwa lata temu Cerny znów zadziałał i stworzył ogromną dłoń pokazującą środkowy palec skierowany w stronę siedziby prezydenta, mieszkańcy mieli zareagować nie oburzeniem, a śmiechem. - Lubimy się śmiać ze wszystkiego, także z siebie - mówi. Dodaje jednak, że Czesi w tym nieco nierozsądni. - Ludzie w Polsce wydają się dbać o to, co dzieje się wokół nich i dzięki temu kraj się rozwija. Mam wrażenie, że u nas idzie to trochę wolniej. Na przykład moi rodzice czy dziadkowie zawsze marzyli o wyruszeniu w świat. Mówili mi zawsze, że kiedy dorosnę, powinnam wyjechać i nigdy nie wracać. Lubię podróżować, ale lubię też wracać do domu. Myślę, że nasz kraj potrzebuje młodych ludzi, aby mógł się zmieniać - odpowiada. Marie wróci do Czech w styczniu.  ©℗

Szymon WASILEWSKI

 fot. Marie Lelicova opowiada o swoim pobycie w Szczecinie oraz różnicach, jakie dostrzegła w Polsce. 

 

 

   

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA