Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Dorodny jubilat z Twardowskiego

Data publikacji: 21 kwietnia 2018 r. 09:07
Ostatnia aktualizacja: 21 kwietnia 2018 r. 12:40
Piłka nożna. Dorodny jubilat z Twardowskiego
 

21 kwietnia to data urodzin Pogoni Szczecin. W sobotę obchodzimy 70. rocznicę powstania klubu, który szczególnie w początkach swojej działalności przechodził różne koleje losu, a do krajowej elity dobijał się praktycznie z piłkarskich nizin.

3 czerwca 1945 roku polskie władze otrzymały zgodę na wprowadzenie się do Szczecina. Sytuacja polityczna była bardzo niepewna. Wciąż nie wiadomo było, czy miasto zostanie w rękach niemieckich, czy odbudowane zostanie jako polska już osada. Szczecin leżał w ruinach. Pojawiające się tysiące osadników z odległych zakątków kraju nie znały dnia i godziny.

– Mieszkałem z rodziną niemiecką na Pogodnie – wspomina Stefan Żywotko, później jeden z najwybitniejszych szczecińskich trenerów, który trafił do miasta aż ze Lwowa. – Nie było między nami wrogości. Pomagałem im. Przypominali mi rodziców. Byli wystraszeni. Wkrótce zostali wywiezieni z dworca na Pogodnie. Działo się to nocą, by nie drażnić i nie prowokować coraz odważniej osiedlającej się polskiej części społeczeństwa.

Polskie miasta, przemysł i drogi zostały zniszczone w 80 procentach. To był priorytet, by odbudować kraj ze zniszczeń wojennych. Pozornie wydawać by się mogło, że w czasach, gdy postawa polityczna była ważniejsza od wiedzy i  wykształcenia, nie ma miejsca na rozrywkę i sport. Było jednak inaczej.

W mieszkaniu przy ul. 5 Lipca

Kazimierz Sworzeniowski był wielkim entuzjastą piłki nożnej i pionierem Szczecina. To on w swoim mieszkaniu przy ul. 5 Lipca inicjował pierwsze spotkania organizacyjne w celu powołania struktur sportowych. W rozwój futbolu na Ziemiach Odzyskanych zaangażowane były też żony działaczy. Szyły koszulki i spodenki na pierwsze mecze piłkarskie. Materiały pochodziły z hitlerowskich flag powiewających na ulicach Szczecina i nie tylko.

Pierwszy oficjalny mecz rozegrano 17 lipca 1945 roku. Założona przez Jana Dixę Odra Szczecin mierzyła się z piłkarzami wywodzącymi się z wojsk armii angielskiej okupującej Szczecin. Polacy wygrali 4:1, a jedną z bramek zdobył Kazimierz Lubik – później wybitny trener od lekkiej atletyki, a konkretnie od biegów płotkarskich. Spotkanie obserwowało około 80 procent ludności Szczecina. Wtedy każda społeczna inicjatywa wywoływała ogromny entuzjazm.

Pochodzący z Poznania 23-letni wówczas Lubik był pierwszym piłkarskim bohaterem powojennego Szczecina. Miesiąc po spotkaniu z angielskimi żołnierzami rozegrano spotkanie dwóch szczecińskich klubów: Odry i Pioniera. Odra znów wygrała 4:1, a Lubik strzelił tym razem dwa gole. Mecz ten opisany został w – „Wiadomościach Szczecińskich” – pierwszej powojennej gazecie Szczecina – i była to pionierska informacja dotycząca sportowego wydarzenia w naszym mieście.

Pierwszy awans z Krygierem

Florian Krygier to był trener, który po raz pierwszy wprowadził Pogoń do pierwszej ligi – w roku 1958, nie przegrywając w  sezonie żadnego meczu. To osiągnięcie nie zostało powtórzone przez żaden inny klub w Polsce. O awansie zadecydował mecz ze Śląskiem Wrocław, który szczecinianie zremisowali 3:3, ale przegrywali już 0:3.

Uważał słusznie, że trzeba szkolić wychowanków, organizował turnieje „dzikich drużyn”, wyławiał z podwórek najbardziej zdolnych, dbał o nich jak o własne dzieci, pilnował wyników w nauce, a sam zajmował się w klubie wszystkim – od sprzątania pachołków i malowania słupków i poprzeczek.

Florian Krygier zawsze miał przy sobie czekoladę. Po występie młodzieżowych drużyn dzielił ją na małe kostki i rozdawał. A trzeba pamiętać, że w tamtych czasach o słodkie łakocie nie było w sklepach łatwo. Gdy przychodziła wiosna, kupował za własne pieniądze farbę, pędzel i nie oglądając się na nikogo, szedł na piaszczyste boiska przy ul. Witkiewicza (tam gdzie dziś jest boisko ze sztuczną trawą). Tam malował słupki od bramek.

Kosobucki z Wołynia

Ze wschodu – z dalekiego Wołynia – przybył do Szczecina Lucjan Kosobucki. To był człowiek, który w latach 50. i 60. miał wyjątkowy dar do namawiania do gry w  Szczecinie piłkarzy z innych rejonów Polski. Jednym z pierwszych był Eugeniusz Ksol, rodowity Ślązak.

– Przywieziono mnie do Szczecina i pokazano budowany dom, w którym miałem dostać mieszkanie – wspomina Ksol. – To ten dom stojący po drugiej stronie Domu Towarowego Centrum. Mieszkam tam do dziś. Wtedy jednak nie było mi do śmiechu. Mieszkanie otrzymałem z rocznym opóźnieniem, ale działaczy Pogoni nie mogłem o to winić. To prace budowlane nie były prowadzone na tyle profesjonalnie, żeby w terminie zamieszkać w nowym lokum.

Ksol nie był jedynym piłkarzem ze Śląska, którego Kosobuckiemu udało się sprowadzić. Joachim Gacka, Zygmunt Przybylski byli następni. Z Bydgoszczy trafił Roman Jaworski, Hubert Fiałkowski, a z Szamotuł Bogdan Maślanka.

Oddanym działaczem był Bronisław Skobel. To on miał istotny wpływ na późniejsze piłkarskie i trenerskie losy Stefana Żywotki.

– Po raz pierwszy spotkaliśmy się tuż po moim przyjeździe do Szczecina – wspomina Stefan Żywotko. – Powiedział, że organizowany jest mecz w Lasku Arkońskim. Przyszedłem, grałem w przegranej drużynie, ale strzeliłem gola i zostałem już przy futbolu na zawsze.

12 lat prezesa

Skobel najdłużej piastował funkcję prezesa w Pogoni – aż 12 lat. Po wielu latach znów wyciągnął rękę do Żywotki.

– Zaproponował mi pracę w Pogoni, która akurat spadła do drugiej ligi – mówi Żywotko. – Nie chciałem tam pracować, bo wcześniej byłem silnie związany z  Arkonią, którą wprowadzałem do pierwszej ligi, ale zdecydowałem się i zostałem tam przez prawie 5 lat.

Gdy w roku 1955 w miejsce istniejącego Kolejarza powstawała Pogoń, jej akcje zaczęły zdecydowanie rosnąć. Rozpoczęła się historia klubu systematycznie pnącego się po szczebelkach w krajowej hierarchii. To nie była tylko piłka nożna, ale też: siatkówka, piłka ręczna, koszykówka, żeglarstwo, boks, lekkoatletyka, gimnastyka artystyczna. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Miejski łazęga
2018-04-21 11:50:15
Historia jest piękna,lecz nie wolno nią ciągle żyć.Historia jest dla historyków.Mamy coś w sobie takiego,że zamiast przeć do przodu,patrzeć w teraźniejszość i przyszłość,ciągle żyjemy historią-tą bliższą i tą dalszą,żyjemy przeszłością.Młodych ludzi ona kompletnie już nie obchodzi,to nie to pokolenie,to nie ich świat musimy to zrozumieć.Ile można żyć i wspominać w codziennym życiu Bitwę pod Grunwaldem,Powstania czy okupacje.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA