Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Nasi w Madrycie

Występy warszawskiej Legii w piłkarskiej Lidze Mistrzów dostarczają nam mocnych wrażeń. Na boiskach drużyna zbiera tęgie baty, jakich od dwudziestu lat żaden inny zespół, który choćby nie wiadomo jak bardzo przypadkowo do elitarnego się zaplątał, nie dostał. Na trybunach i przystadionowych ulicach trwa spektakl popisów miłośników warszawskiego klubu, ubiegających się o miano postrachu piłkarskiej Europy. Nawet trudno mówić o „ubieganiu się”. Tę konkurencję nasi już bezapelacyjnie wygrali.

Zarówno występy piłkarzy, jak i wspomnianych wyżej miłośników przyniosły nam wszystkim wstyd, żenadę i kompromitację. Poczyniony został kolejny krok w dziele dowodzenia, że nie przystajemy do europejskiej rodziny. Że z jakiegoś innego kręgu jesteśmy. Futbol we współczesnym świecie to zbyt poważna sprawa, by można było machnąć ręką.

Ta sama Legia jeszcze nie tak dawno potrafiła wyjść z fazy grupowej Ligi Europejskiej, w której poziom jest niewiele niższy od Ligi Mistrzów. Teraz coś się w niej piłkarsko posypało, na potęgę. Bywają przypadki, kiedy błędy w prowadzeniu klubu kosztują słono. I to jest taki właśnie przypadek.

Kibice piłkarskiej reprezentacji Polski potrafią zachowywać się w sposób cywilizowany i stawiani nawet są jako dobry przykład. Kibice drużyn klubowych z innego pieca chleb jedli. Skąd taka potężna różnica? Odpowiedź jest prosta: z wielu lat przymykania oczu na ich wyczyny, z milczącego przyzwolenia na to, by wyobrażali sobie, że stadion piłkarski i jego otoczenie to miejsce, gdzie wolno więcej niż gdzie indziej…