Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Wolny rynek się nie sprawdził

Na półkach szkolnych sklepików zrobiło się pusto. Kiedy zniknęły z nich towary uznane za niepożądane, bo za słodkie, za tłuste i za słone – oferta jest wyjątkowo skromna.

Właściciele punktów handlowych w szkołach są niezadowoleni, wielu z nich likwiduje swoje interesy. Dyrektorzy szkół też niekoniecznie są szczęśliwi, bo tracą źródło dochodów z najmu lokali handlowych. Niezadowolone są dzieciaki, które nie mogą już kupić pączków, batonów, czipsów czy słodkich napojów. Do kompletu dodać trzeba jeszcze wielu niezadowolonych z tego rodziców.

Padają argumenty, że przepisy nakazujące handel wyłącznie zdrową żywnością ograniczają swobodę gospodarczą, że każdy ma prawo jeść to, na co ma ochotę, że przecież nikt nie zmusza do kupowania tłustych pączków czy ociekających tłuszczem i solą czipsów.

Zapomina się, że rolą szkoły jest nie tylko serwowanie wiedzy, ale też kształtowanie prawidłowych nawyków, w tym również w zakresie odżywiania. Z jednej strony na lekcjach dzieciaki są uczone, że trzeba jeść zdrowo, ale na przerwach bez kłopotu mogły kupić to, co jest oczywistym zaprzeczeniem zdrowego odżywiania. I praktycznie tylko to. Mówiąc jasno: sytuacja była nienormalna, a jej skutki – dzieciaki z nadwagą bądź wręcz otyłe – widać gołym okiem.

Zapatrzeni w wolny rynek zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Samorządy pod hasłem racjonalizacji wydatków na oświatę gremialnie polikwidowały szkolne stołówki, gdzie dla batonów i czipsów nie było miejsca. Ich rolę przejęły szkolne sklepiki, nad którymi nie było żadnego nadzoru, a jedyne nad czym czuwano, to regularne płacenie czynszu za najem. To samo dotyczy automatów, sprzedających wyłącznie bezwartościowe, śmieciowe jedzenie i picie. A dzieci – jak to dzieci: kupowały to, co jest reklamowane w telewizji.

Warto przypomnieć, że są w Europie kraje, gdzie taki stan rzeczy jest nie do pomyślenia. We Francji nie ma mowy o o handlu w szkołach batonami, czipsami czy słodkimi jak lukier napojami. Śmieciowe jedzenie jest w szkołach zakazane i nikt przeciw temu zakazowi nie protestuje. Tamtejsze szkolne stołówki od zawsze serwują jedzenie zdrowe, różnorodne, smaczne. W prosty sposób przekłada się to na kondycję zdrowotną społeczeństwa. Warto się przyjrzeć małym Francuzom: otyłych dzieci praktycznie nie ma. A i dorosłych przy kości zdecydowanie mniej, niż u nas. Czyli – można.

Wolny rynek w zakresie żywienia w szkołach się nie sprawdził. Ciekawe, czy sprawdzą się rygorystyczne przepisy narzucone przez rząd? Warto trzymać za to kciuki. Dla zdrowia.

Cezary MARTYNIUK